piątek, 5 czerwca 2020

Jedenaście








Rozmowa z mamą nie należała do najprzyjemniejszych, mimo że przebiegła znacznie spokojniej, niż pierwotnie zakładałam. Nie winiłam jej za to, że pozostawała w stosunku do mnie nadopiekuńcza, mimo iż ta skłonność znacząco utrudniała mi życie. Wiedziałam, że śmierć Soleil na swój sposób dotknęła każdego z nas. Ja straciłam bratnią duszę, a dla rodziców Sol od zawsze była wymarzoną córeczką – otwartą, żywiołową, ambitną. Ich znajomi zwykli żartować, że jeśli jakaś kobieta ma szansę na to, by objąć panowanie w Białym Domu, to właśnie Soleil. Mama nigdy nie powiedziałaby tego głośno, ale wiedziałam doskonale, że gdyby miała wskazać swoje ulubione dziecko, bez wahania wybrałaby moją siostrę.

Wczoraj byłam zbyt zmęczona, by kłamać, dlatego też przedstawiłam jej prawdziwą, choć znacząco okrojoną historię. Rzecz jasna nie wspomniałam o tym, że zostałam napadnięta. Nie precyzowałam, z jakim chłopakiem i dlaczego spędziłam popołudnie oraz wieczór, nie chcąc, by mama zaczęła robić z tego jakąś wielką sprawę. Słowem nie wspomniałam również o tym, że przede mną Gabriel spotykał się z Soleil, bo to mogłoby ją załamać. W przedstawionej przeze mnie opowieści Gabriel był tym dobrym i miłym chłopakiem z uniwerku, który zabrał mnie na kawę po zajęciach, a z którym rozmawiało mi się tak dobrze, że całkowicie straciłam poczucie czasu. Kiedy zaczęła besztać mnie za to, że nie wróciłam do domu przed północą, a w dodatku czuć było ode mnie alkohol, wytknęłam jej, że lada moment miałam skończyć dwadzieścia jeden lat. Nieco ciszej, ale tym samym dobitniej, dodałam również, że gdybym chciała, w każdej chwili mogłabym się wyprowadzić. To urwało rozmowę i nakłoniło nas do rozejścia się do swoich pokoi. I choć czułam się źle z tym, co powiedziałam, nie zamierzałam przepraszać za prawdę.

Noc upłynęła mi pod znakiem bezsenności i mdłości. Jej większą część spędziłam zamknięta w toalecie, przytulając rozpalone czoło do chłodnej porcelany muszli klozetowej. Mama, z początku wiedziona złością, udawała, że wcale tego nie słyszy. Około trzeciej nad ranem dołączyła jednak do mnie, przez co razem siedziałyśmy na podłodze w łazience, tuląc się do siebie i bezgłośnie szlochając. Rodzicielka podejrzewała zapewne, że w ten sposób walczę z alkoholem – choć wypiłam zaledwie dwa łyki, mama z jakiegoś powodu twierdziła, że byłam pijana – ale ja wiedziałam, że w ten sposób mój organizm reagował na stres. Ubiegły wieczór był bowiem plątaniną strachu i nerwów, których nikt nie byłby w stanie udźwignąć. Niecodziennie bowiem odkrywa się, że własna siostra zataiła przed tobą fakt, że została zgwałcona, o czym wiedział jedynie facet, z którym kręciła na boku, a następnie zostaje się napadniętym przez wyjątkowo szkaradnego kloszarda.

Nad ranem udało mi się zapaść w lekki, poprzeplatany koszmarami sen, wskutek którego obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona. Nie musiałam nawet udawać przed mamą choroby. Przyszła do mnie sama, dzierżąc w dłoni szklankę z wodą. Pogładziła mnie po spoconym czole, odgarniając mokre kosmyki sprzed twarzy, a następnie ostrożnie mnie pocałowała. Oznajmiła równocześnie, że musi wyjść do pracy, ale przez cały czas będzie pod telefonem i mam bez wahania monitować o każdym pogorszeniu bądź polepszeniu samopoczucia. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jak głupio postąpiłam, wypominając jej podczas kłótni, że gdybym chciała, już dawno mogłabym żyć na własny rachunek.

– Przepraszam – wychrypiałam, gwałtownie mrugając, by odpędzić łzy.

Mama w odpowiedzi tylko pokręciła głową, co sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej winna. Pozwoliłam więc, by tuliła mnie przez kilka następnych minut, mimo iż zapach lakieru do włosów, którego użyła, wzbudzał we mnie mdłości, mając nadzieję, że w ten dziecinny sposób wynagrodzę jej krzywdę.

Kiedy zostałam sama, ogarnęło mnie znużenie. Odczułam na barkach ciężar tych spędzonych w toalecie godzin i wypłakanych wówczas łez. Nim się spostrzegłam ponownie zasnęłam. Z początku nie śniłam o niczym, po prostu trwałam w błogiej ciemności. Z czasem z mroku zaczęły wyłaniać się obrazy – rozmyte twarze osób, których nie znałam. Samo jednak to, jak na mnie patrzyli, przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Mimo iż wiedziałam, że nie mam niczego na sumieniu, zaczęłam odczuwać olbrzymie poczucie winy. Rozmyte kontury zaczęły nabierać ostrości, a ciemność przeradzać się w miejski krajobraz. Moim oczom ukazał się kawałek asfaltu, niedziałający sygnalizator, a także kilka większych szklanych biurowców kilkanaście przecznic dalej. Wzdłuż jezdni w dwóch rzędach zaczęły ustawiać się nieznane mi postacie. Zwrócone twarzą do siebie wpatrywały się tylko w jeden punkt – we mnie. Stałam pomiędzy nimi nieruchomo, nie wiedząc, co się dzieje. Pozwalałam, by na mnie patrzyli, oceniali mnie i szydzili ze mnie za pomocą samych tylko spojrzeń. Dopóki jeden z nich nie odważył się podnieść ręki z wycelowanym we mnie palcem wskazującym, właściwie nie oddychałam. Dopiero wtedy zerwałam się do biegu. Pokonywałam kolejne przecznice, ale nie byłam w stanie zgubić obserwujących mnie postaci.

Zlana potem usiadłam na łóżku, siłą wyrywając się z objęć koszmaru. Choć sen nie dotyczył bezpośrednio Soleil i chwili jej śmierci, ja i tak czułam się fatalnie ze świadomością tego, co przeżyłam. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że zawiodłam wszystkie zgromadzone w moim śnie postacie, mimo iż było więcej niż pewne, że widziałam je po raz pierwszy na oczy.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że wybudziłam się nie tyle za sprawą mojej podświadomości, co dzwonka do drzwi. Zmarszczyłam lekko brwi, wciąż nie do końca odnajdując się w rzeczywistości – na którą składała się przepocona pidżama i skotłowana pościel – zastanawiając się przez chwilę nad tym, co się stało.

Zignorowałam pukanie do drzwi. Było więcej niż pewne, że nie zamierzam pokazywać się nikomu w tym stanie – nawet jeśli to miał być tylko listonosz. W tej samej chwili, w której odgłos dzwonka ucichł, rozdzwonił się jednak mój telefon. Jedno spojrzenie na wyświetlacz uświadomiło mi, że nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś usiłował się do mnie dobić.

– Halo? – wychrypiałam, przykładając zieloną słuchawkę.

– To my. Otwieraj!

Wolną dłonią dotknęłam skroni. Rozmasowałam punkt przy linii włosów, mając nadzieję, że to pomoże mi zwalczyć nieprzyjemne pulsowanie dobiegające gdzieś z wnętrza czaszki.

– Jacy my? – wymamrotałam, czując się jeszcze bardziej skołowana niż w nocy.

– Och, Blair, jesteś beznadziejna – usłyszałam z oddali, a chwilę potem coś w słuchawce zaszeleściło. Kiedy ktoś ponownie się odezwał, głos należał do mężczyzny. – Cześć, Selie. Tu Aaron i Blair. Dostaliśmy cynk, że coś cię rozłożyło i postanowiliśmy umilić ci czas. Wstaniesz i nam otworzysz czy mamy nawiedzić Ellen w pracy, podebrać jej klucze i dopiero tu wrócić? Nie ukrywam, że nie widzi mi się ten drugi scenariusz, ale jestem skłonny podjąć się wyzwania.

Mimowolnie parsknęłam, słysząc jego słowa. Podobnie jak on wiedziałam, że zrobiłby to wszystko bez wahania. Kiedy w grę wchodziło bezpieczeństwo moje i Sol, Aaron zdawał się nie mieć żadnych zahamowań.

 – Nie spałam całą noc – ostrzegłam. – I nie brałam jeszcze prysznica. Ba, przez wasze walenie do drzwi dopiero się obudziłam. Wyglądam fatalnie.

– A my mamy babeczki z tej piekarni, którą tak lubisz – oznajmił bezprecedensowym tonem Aaron. – Masz pół minuty, Selie.

Mając do stracenia tyle samo co do zyskania, zwlokłam się z łóżka. Owinięta kołdrą ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych, by wpuścić do środka przyjaciół. Mimo iż usiłowałam zgrywać twardą i postawić na swoim, by odesłać ich z kwitkiem, kiedy po uchyleniu drzwi ujrzałam ich w progu, coś we mnie zmiękło. Gdyby nie to, że byłam brudna i przepocona, najpewniej rzuciłabym im się na szyję. Tak dawno nikt nie zrobił dla mnie czegoś miłego, że zapomniałam, jak przyjemne jest to uczucie.

– Nie wyglądasz aż tak fatalnie – oznajmiła w ramach powitania Blair, szczerząc się. – Dałabym ci jakieś trzy na dziesięć.

Aaron skinął głową, zgadzając się z nią.

– Wyczesałabyś włosy, przemyła twarz i zyskałabyś jeden punkt.

Wywróciłam oczami, przesuwając się w progu, by wpuścić ich do środka. Zarówno Aaron jak i Blair zaczęli rozglądać się z zaciekawieniem po wnętrzu. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to był pierwszy raz, kiedy zaprosiłam ich do siebie. Choć Aaron znał całą moją rodzinę i zwykł u nas przesiadywać, nie miał jeszcze możliwości odwiedzenia nas w nowym domu w Clearwater. Dałam im więc chwilę na to, by się rozejrzeli, po czym zaprosiłam ich do salonu. Rozsiedli się na kanapie w sposób sugerujący, że czują się tu wyjątkowo swobodnie. Było to dla mnie niewątpliwym zaskoczeniem, zważywszy chociażby na to, że nie znali się wcześniej. Kiedy na domiar wszystkiego zaczęli sobie nawet dogryzać, przez chwilę poczułam się tak, jak za starych dobrych czasów – mimo zdecydowanie odświeżonych okoliczności spotkania.

– Kto was tu ściągnął, co? – zagadnęłam, siadając na fotelu.

Aaron, który uparł się, że zastąpi mnie w roli pani domu, wrócił z kuchni z tacą, na której znajdowały się talerzyki, szklanki i dzbanek z sokiem pomarańczowym.

– Ten przychlast, z którym byłaś wczoraj w kawiarni – wymamrotał, nie kryjąc niechęci.

Blair zachichotała, wyraźnie rozbawiona jego reakcją. Kiedy się poruszyła, kolorowe bransoletki na jej nadgarstku zabrzęczały.

– Gabriel zadzwonił do mnie przed zajęciami i wspomniał, że możesz się dzisiaj nie pojawić. Wspomniał o twoim wczorajszym przeżyciu. Nawet nie wiesz, jak mi przykro! – dodała, żwawo przy tym gestykulując. – Ten kretyn nie powinien zostawiać cię ani na chwilę! Jak mógł do tego wszystkiego dopuścić? Spokojnie, już go za wszystko opieprzyłam. Swoją drogą, to cudownie, że się znacie! – pisnęła, podskakując na siedzeniu. – Niezły zbieg okoliczności, nie uważasz?

Dotknęłam dłonią skroni, czując powracające falowo pulsowanie. Im bardziej próbowałam skupić się na tym, co wydarzyło się wieczorem, tym mocniej bolała mnie głowa.

– Tak, rzeczywiście, ciekawy przypadek – przyznałam, krzywiąc się. – A skoro już o tym mowa… Blair, przepraszam za wczoraj – westchnęłam, spoglądając na blondynkę. – Moja reakcja była bardzo nie na miejscu, powinnam powiedzieć ci o wszystkim. Powinnam była powiedzieć ci o Soleil – dodałam ciszej.

W salonie na kilka chwil zapadła cisza. Nawet rozrywkowa i radosna Blair zachowała powagę sytuacji, trwając w bezruchu i skupieniu.

– Wiedziałam od samego początku – wyznała Blair, uśmiechając się delikatnie, jakby nieco niepewnie. – Nie naciskałam jednak na ciebie, bo podejrzewałam, że to drażliwy temat. Cierpliwie czekałam, aż postanowisz się otworzyć. Ale Gabe cię uprzedził – dorzuciła, tym razem bardziej zgryźliwie. – Już o wszystkim wiem, także spowiedź możesz uznać za zakończoną.

Uśmiechnęłam się delikatnie, poruszona jej słowami. Świadczyły o tym, że Blair naprawdę zależało na naszej znajomości i była gotowa wybaczyć mi wstępne potknięcia. Nieczęsto spotykałam się z takim wyrozumieniem. Ludzie z reguły bywali egoistyczni i gdy pytali o moje samopoczucie, tak naprawdę łaknęli jedynie nowych tematów do plotek.

– Ja nie powiedziałam ci o moich piekielnych siostrzyczkach, więc chyba jesteśmy kwita, co?

Parsknęłam, tym samym przyznając blondynce rację. Obie miałyśmy przed sobą sekrety, kierując się mniej lub bardziej egoistycznymi motywami, ale najważniejsze było to, że koniec końców potrafiłyśmy się pojednać. W tamtej chwili odczułam jeszcze większy przypływ sympatii do tej wiecznie rozochoconej istotki. Wnosiła do mojego wymarłego świata życie i światło, którego potrzebowałam.

– Okay, koniec telenoweli, tak? Sprawiacie, że czuję się niekomfortowo – wymamrotał Aaron, krzywiąc się wymownie.

Spojrzałyśmy po sobie z Blair, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem. Aaron po chwili dołączył do nas, przez co przez kilka kolejnych minut bez żadnego konkretnego powodu zanosiliśmy się śmiechem, dając upust wszystkim negatywnym emocjom nagromadzonym podczas minionego tygodnia.

– Naprawdę napadł cię menel? – zapytał jakiś czas później Aaron, po czym z namaszczeniem wgryzł się w najlepszą na świecie kajmakową babeczkę.

Skinęłam głową. Patrzyłam, jak moi znajomi pałaszują ciastka, ale sama poprzestałam na soku. Po nocnych ekscesach nie ufałam jeszcze do końca swojemu żołądkowi.

– Masakra – skwitowała Blair. – Wiedziałam, żeby im nie ufać. Oni tylko zgrywają takich miłych, zwracają się do ciebie wyszukanymi frazesami, żeby cię podbudować i wyżebrać jakieś drobniaki! A jak nie chcesz z nimi pertraktować, przechodzą do rękoczynów.

– Ale nic ci nie zrobił, tak? – upewnił się po raz tysięczny Aaron, posyłając mi zaniepokojone spojrzenie. – Na pewno wszystko gra?

Ponownie ograniczyłam się do potwierdzenia ruchem głowy. Tak jak nie ufałam swojemu żołądkowi, tak nie mogłam również polegać na własnych ustach i gardle. Odczuwałam pieczenie podczas mówienia. Była to zasługa najprawdopodobniej całonocnej sesji niestrawności i wymiotów.

Poza tym nie do końca pamiętałam to, co się stało. Za sprawą szoku wyparłam część wydarzeń ubiegłego wieczoru. Polegałam więc na słowach moich przyjaciół, usiłując w ten sposób odtworzyć przebieg wydarzeń. Ostatnim, co zapamiętałam, była moja kłótnia z Gabrielem pod kościołem, telefon do terapeuty i… Cóż, to tyle. Spotkanie z kloszardem i wszystko to, co stało się potem, pamiętałam już jak przez mgłę.

– Ale te wymioty… – nie dawał za wygraną Aaron.

– Wypiłam trochę za dużo – wyznałam z zażenowaniem. – Wciąż zapominam, że w piersiówce Gabriela nie znajduje się sok a czysty rum.

Blair zachichotała. Między napadami śmiechu podzieliła się z nami historyjką o tym, jak ona sama kiedyś dała się na to nadziać, a Gabriel musiał ściągać ją z dachu, bo pod wpływem alkoholu ubzdurała sobie, że jest Dzwoneczkiem i musi lecieć na poszukiwanie Piotrusia Pana.

Czas w towarzystwie tych dwojga płynął zdecydowanie zbyt szybko. Tematy, jakich się podejmowaliśmy, świadczyły o zażyłości, o którą nikt z całą pewnością nie podejrzewałby trójki właściwie obcych sobie osób. Bo choć Aarona znałam już wcześniej, nasza przyjaźń po wystawieniu na próbę zaliczyła sromotną porażkę. Blair była nowa w naszym gronie, ale ze swoim humorem i uszczypliwościami idealnie się wpasowywała. Aaron stwierdził, że odgrywała rolę nadwornego błazna, który ma na celu rozśmieszanie pary królewskiej, co oczywiście nie spotkało się z aprobatą blondynki. Nie potrafiła jednak długo się złościć, dlatego też z pokorą przyjęła powierzone jej stanowisko, rozbawiając nas właściwie do łez przez następną godzinę. Podczas rocznej przerwy, którą zrobiła sobie po liceum, zwiedziła trochę Stanów i miała w zanadrzu mnóstwo zabawnych historyjek.

– Skoczę pod prysznic – oznajmiłam po jakimś czasie, ostrożnie wstając z fotela. Dochodziła już druga po południu, lada moment mama miała wrócić z pracy. Nie chciałam, by zastała mnie w jeszcze gorszym stanie niż w nocy. – Nie pozabijacie się nawzajem, jeśli zostawię was na chwilę samych?

Blair pokręciła głową, a Aaron uśmiechnął się psotliwie. Kiedy posłałam mu przeciągłe spojrzenie, dając mu do zrozumienia, że ma darować sobie gierki, jedynie przybrał minę niewiniątka. Znałam go jednak na tyle dobrze, by wiedzieć, że zwyczajnie się ze mną zgrywa.

– Ach, Aaron, zadzwonisz do mojej mamy i dasz jej znać, że wszystko gra? Miałam się meldować co jakiś czas, pewnie popada w paranoję. Zaraz na chatę zwali nam się ekipa antyterrorystyczna.

W odpowiedzi na moją prośbę chłopak zasalutował. Mimo wszystko dostrzegłam cień wahania na jego twarzy. Podejrzewałam, że brało się to z tego, iż dawno nie miał kontaktu z moją rodziną, mimo iż jeszcze przed rokiem zajmował zaszczytne miejsce przy naszym stole. Jego obawy nie były więc tak do końca irracjonalne. Mama zwykła go uwielbiać, ale w ostatnim czasie ich kontakty się ochłodziły. Miałam jednak nadzieję, że stara sympatia przezwycięży nad nieudolnie chowaną urazą i uda im się przeprowadzić przyjemną, niezobowiązującą pogawędkę.

Wstąpiłam do sypialni po czyste ubrania, a także resztę pościeli, mając w planach przy okazji wrzucić ją do pralki. Zebrawszy to wszystko zamknęłam się w toalecie, odcinając się tym samym od sporu, który w salonie toczyli między sobą Blair i Aaron. O ile się nie myliłam poszło o to, jaki program mają włączyć. Blair nie chciała stracić powtórki perypetii rodziny Kardashianów, a Aaron obstawał przy jakiejś sportowej rozgrywce. Wierząc, że są wystarczająco dojrzali, by rozwiązać to samodzielnie, odkręciłam zawór z ciepłą wodą, na kilka chwil całkowicie odcinając się od ich dramatów.

Utarło się, że pod prysznicem ludzie myślą o wszystkim i o niczym; kończą stare spory, wymyślają riposty na przyszłe, diagnozują i roztrząsają to, co tylko wpadnie im do głowy. W moim przypadku kąpiel symbolizowała jednak coś zupełnie odmiennego. Odkąd tylko pamiętałam, woda mnie uspokajała. Z tego też powodu ledwo pierwsze krople spadły na moje ciało, całe napięcie mnie opuściło. Zarwana noc, rozstrój żołądka, wczorajszy wypadek – wszystko to nagle przestało mieć dla mnie znaczenie. Ogarnął mnie błogi, niczym niezmącony spokój. Możliwie jak najdłużej przeciągałam więc swój pobyt w kabinie, wiedząc, że powrót do rzeczywistości nie będzie już tak przyjemny.

Wyszłam spod prysznica i owinęłam jeden ręcznik wokół ciała. Drugim, znacznie mniejszym, zaczęłam odsączać nadmiar wody z włosów – odkąd je podcięłam, czynność ta zabierała mi zdecydowanie mniej czasu. Przetarłam zaparowane lusterko po czym sięgnęłam po szczotkę. Soleil dostawała wylewu, ilekroć widziała, że rozczesuję włosy na mokro. Jej kazania, w których to na przeróżne sposoby argumentowała, jak bardzo jest to dla nich szkodliwe, na nic się jednak zdawały. Moje włosy miały bowiem tendencję do puszenia się, a nawet kręcenia. Okazję do należytego rozczesania ich zyskiwałam więc tylko wtedy, gdy były wciąż nieco wilgotne.

Podczas czesania szczotka wysunęła mi się z mokrej, lekko drżącej dłoni i wpadła do umywalki, uprzednio jednak uderzywszy mnie w obojczyk. Mimowolnie sięgnęłam ku szyi i musnęłam opuszkami wystającą kość. Nie wiedzieć czemu moje palce przesunęły się jeszcze wyżej, mniej więcej na wysokość tętnicy. Przytrzymałam dłoń w tamtym miejscu nieco dłużej i przymknęłam powieki, ponieważ pulsujący ból głowy, podobny do tego, który odczuwa się na dzień po spożyciu alkoholu, powrócił. Westchnęłam przeciągle, w myślach przeklinając Hendersona i jego zamiłowanie do wysokoprocentowych trunków. Aby zapobiec kolejnym tego typu sytuacjom w dalszej części dnia, zażyłam naraz dwie tabletki aspiryny.

Odświeżona i owinięta puchowym szlafrokiem wyszłam z łazienki. Skierowałam swoje kroki bezpośrednio do salonu, ale zastałam tam jedynie pochłoniętą oglądaniem telewizji Blair, więc dyskretnie wycofałam się do swojego pokoju. Tak, jak się tego spodziewałam, Aaron siedział na łóżku ze spuszczoną głową, a obok niego na materacu leżał mój telefon. Widok jego zgarbionej postawy wzbudził we mnie wyrzuty sumienia. W końcu sama wysłałam go do sypialni z prośbą o zatelefonowanie do mojej rodzicielki. Mogłam liczyć się z tym, że niecodzienność wystroju i nadmiar pamiątek po Soleil nieco go przytłoczy.

– Hej – rzuciłam cicho, opierając się o futrynę.

Aaron podniósł głowę i zamrugał, przybierając przy tym taką minę, jakby nie do końca wiedział, gdzie się znajduje.

– Selene – uśmiechnął się i nieporadnie poklepał materac obok siebie. Kiedy się do niego dosiadłam, od razu złożył głowę na moim ramieniu, pozwalając mi się przytulić.

Aaron od zawsze wyróżniał się wyjątkową wrażliwością. Był typem niepoprawnego romantyka. W liceum pisał wiersze i był gotów wydać własny tomik poezji. Z kolei w sklepie wybierał tylko te obite puszki i butelki, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że inni i tak je odrzucą. Zawsze dawał solidne napiwki, brał udział w różnego rodzaju charytatywnych akcjach a raz nawet, kiedy jego malutka sąsiadka złamała sobie nogę i nie mogła tak jak pozostałe harcerki chodzić po domach, by sprzedawać ciasteczka, nosił ją na rękach po sąsiedztwie, by mogła zdobyć wymarzoną odznakę.

Aaron, podobnie jak Soleil, kochał ludzi. Niesienie pomocy potrzebującym zdawało się być wręcz jego powołaniem. Niestety jednak właśnie to poróżniło go z moją siostrą. Bo o ile Sol zależało na zdobywaniu znajomości i ich podtrzymywaniu, o tyle Aaron preferował niesienie pomocy obcym. W ubiegłym roku wkręcił się do organizacji ratującej manaty, co wiązało się z licznymi podróżami po wybrzeżu. Z początku Sol była z niego dumna, namawiała go do kontynuowania i poszerzania działalności. Z czasem jednak, gdy okazało się, że nie ma kogoś, u boku kogo mogłaby błyszczeć, zaczęło jej to doskwierać.

Nigdy nie przyznałabym się do tego głośno, ale mojej siostrze zdarzało zachowywać się próżnie. Bywały dni, w których Sol nie liczyła się nawet z moim zdaniem; pragnęła jedynie aprobaty znajomych. Robiła wówczas rzeczy głupie i nierozsądne – wszystko po to, by przypodobać się w towarzystwie. Pod tym względem źle zniosła zmianę miejsca zamieszkania. W liceum miała już wybudowaną pozycję; była przewodniczącą samorządu i wszystkich możliwych organizacji, słynęła ze swej łaskawości i poczucia humoru. Po przyjściu na studia musiała mierzyć się z tym wszystkim od początku. Zdobywanie przyjaciół nigdy nie stanowiło dla Soleil problemu, jednak inaczej zdobywa się aprobatę ludzi, których zna się od pieluch, a inaczej tych, którzy weszli już w wiek adolescencji i posiadają własne priorytety. Sol za wszelką cenę pragnęła się dopasować. Przyszło jej to sprawniej, gdy poznała Laurę – kobietę o urodzie i sylwetce modelki, na swój sposób słynną na łamach uniwersytetu. To dzięki niej ludzie zaczęli zapraszać ją na imprezy.

– Przepraszam, że nie było mnie przy tobie – wyszeptałam.

– To ja przepraszam, Selie. – Aaron dotknął mojego kolana i delikatnie zacisnął na nim dłoń w geście pocieszenia. – Oboje spieprzyliśmy sprawę. Ale paradoksalnie to nie pierwsze miesiące były najtrudniejsze, wiesz? – dodał po chwili, podnosząc głowę, by na mnie spojrzeć. – Ten słodki okres niedowierzania i wmawiania sobie, że ona tylko wyjechała, wyszła gdzieś do koleżanki i lada moment wróci… To było łatwe. Teraz, kiedy ruszyliśmy ze swoim życiem, jest zdecydowanie trudniej. – Niezdarnym ruchem wskazał na przestrzeń przed sobą. – Patrzenie na to, jak wszystko się bez niej zmienia, wyniszcza mnie. Nawet coś tak głupiego jak twoja sypialnia, w której brak drugiego łóżka, potrafi na moment pozbawić mnie tchu. Tego typu drobne rzeczy w brutalny sposób pozbawiają wszelkich złudzeń. Nie wyszła do koleżanki. Nie wyjechała do ciotki na weekend. Nie wróci, bo z miejsca, w którym się znajduje, nie ma powrotów…

Nie wiedząc, co mogłabym odpowiedzieć na to wyznanie, po prostu go do siebie przytuliłam. Trwaliśmy w tej pozycji przez kilka długich minut w kompletnej ciszy, dopóki nie znalazła nas Blair. Z początku nie wiedziała, jak się zachować; zrozumiała pewnie, że jest świadkiem intymnej chwili, w którą nie powinna się wtrącać, ale jej żartobliwa natura zwyciężyła nad powagą.

– Ju-hu, zbiorowy przytulas! – wykrzyknęła, rzucając się w naszą stronę. Objęła nas oboje z takim impetem, że niemal wyłożyliśmy się na materacu. – Byłoby jednak zabawniej, gdyby więcej niż jedno z nas było rozebrane – dorzuciła, puszczając do mnie oczko.

Spojrzałam na swój szlafrok, który nieznacznie rozchylił się u dołu, po czym wybuchnęłam śmiechem. Chwilę później dołączył do mnie Aaron, a także Blair, wyjątkowo dumna z żartu, który rozgonił żałobną atmosferę. Nie przyznałam się do tego głośno, ale cieszyłam się z tego, że postanowili mnie odwiedzić. Dzięki nim po raz pierwszy od bardzo dawna miałam okazję szczerze się uśmiechnąć, choć byłam niemalże pewna, że zatraciłam w sobie tę zdolność.

– Ach, Sel… Kiedy się kąpałaś, wpadł Gabriel – oznajmiła Blair, wyciągając ku mnie dłoń. Kiedy uczyniłam to samo, podała mi kluczyki. Wzdrygnęłam się w zetknięciu zimnego metalu z moją skórą. – Odstawił twoje auto.

W całym tym szaleństwie zupełnie zapomniałam o tym, że Gabriel zabrał mnie spod uczelni, na którą ja wcześniej dostałam się własnym autem. Wczoraj przed wizytą u terapeuty, miałam je stamtąd odebrać, jednak kloszard pokrzyżował moje plany. Aż do tamtej chwili nie myślałam jednak nad tym, jak odzyskam samochód z przyuczelnianego parkingu.

Spojrzałam na znajomy brelok a następnie na przyjaciółkę, zastanawiając się, czy naprawdę uczestniczyłam w tej sytuacji, czy jedynie ją sobie wyobraziłam. Nieco nerwowy uśmiech Blair świadczył jedynie o tym, że te słowa naprawdę padły z jej ust. Nie przypominałam sobie jednak, bym wspominała Gabrielowi o samochodzie albo, co chyba ważniejsze, dawała mu kluczyki, co czyniło tę sytuację lekko niepokojącą.

– Czemu nie zaprosiłaś go do środka? – zapytałam, próbując ukryć zawód w głosie. Na samą jednak myśl, że Gabriel nie wpadł, by osobiście zapytać mnie o samopoczucie, ogarniał mnie niewiadomego pochodzenia smutek.

Speszona Blair spuściła wzrok. Z jakiegoś powodu poczułam, że zamierza mnie okłamać jeszcze na długo przed tym, nim w ogóle otworzyła usta.

– Śpieszył się, wypadło mu jakieś spotkanie poza miastem. Ale kazał przekazać życzenia szybkiego powrotu do zdrowia – dodała, siląc się na uśmiech.

– Na pewno wszystko gra? – dopytałam. Chociaż nie znałam dziewczyny długo, byłam w stanie wychwycić zmianę w jej zachowaniu. Coś w jej uśmiechu wskazywało na to, że jest to gest wymuszony.

– Tak, Sel. My po prostu… Mamy odmienne zdanie w pewnej kwestii – westchnęła melodramatycznie, próbując obrócić wszystko w żart. – Troszkę się posprzeczaliśmy. Ale spokojnie, to nie wpłynie w żaden sposób na naszą relację. Użeram się z Gabe’m od lat. Tego typu sytuacje to dla nas normalka.

Raz jeszcze spróbowałam cofnąć się pamięcią do wydarzeń sprzed kilkunastu godzin, jednak natrafiłam na ścianę. I tak jak w łazience uznałam to za objaw szoku pourazowego, tak teraz, po słowach Blair, ta teoria nie była już w stanie uciszyć mojego narastającego niepokoju.


 




Hej, cześć, czołem!

Nie mam już czego słuchać, wszystkie moje ulubione składanki się pokończyły. Uściślając - to moja ósma godzina przy komputerze. Studia zdalnie, praca zdalnie, rozrywka zdalnie... Świra idzie dostać. A na domiar wszystkiego zepsuli mi Bloggera. Jest teraz prawie tak brzydki jak Wattpad, jeśli chodzi o kwestie wizualne. No nie umiem się tam odnaleźć, no! 10 minut szukałam opcji justowania tekstu. Całe życie pod górę...

A tak zupełnie serio (tamto też było serio, ale w tym roku stuknęło mi oczko, więc staram się coś w sobie zmienić i trochę mniej narzekać) to cześć, miło Cię znowu tu widzieć! Tęskniłam ;) Jeśli chodzi o proces twórczy Delirium miewa swoje lepsze i gorsze momenty, ale powroty zawsze są dobre. Nawet jeśli wpadam niezapowiedziana raz na jakiś czas i zaczynam od progu marudzić :p

I tak, ja wiem, że w tym rozdziale mamy krok do tyłu, jeśli chodzi o posuwanie fabuły do przodu w kwestiach nadprzyrodzonych... Ale co zrobić, takie życie. Nie pije się rumu od nieznajomych przystojniaków! Selka musiała dostać za swoje ;p

Pokłony  i uściski dla wytrwałych!

Kocham i wielbię,

K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz