Rozmowa z mamą
nie należała do najprzyjemniejszych, mimo że przebiegła znacznie spokojniej,
niż pierwotnie zakładałam. Nie winiłam jej za to, że pozostawała w stosunku do
mnie nadopiekuńcza, mimo iż ta skłonność znacząco utrudniała mi życie.
Wiedziałam, że śmierć Soleil na swój sposób dotknęła każdego z nas. Ja straciłam
bratnią duszę, a dla rodziców Sol od zawsze była wymarzoną córeczką – otwartą,
żywiołową, ambitną. Ich znajomi zwykli żartować, że jeśli jakaś kobieta ma
szansę na to, by objąć panowanie w Białym Domu, to właśnie Soleil. Mama nigdy
nie powiedziałaby tego głośno, ale wiedziałam doskonale, że gdyby miała wskazać
swoje ulubione dziecko, bez wahania wybrałaby moją siostrę.
Wczoraj byłam
zbyt zmęczona, by kłamać, dlatego też przedstawiłam jej prawdziwą, choć
znacząco okrojoną historię. Rzecz jasna nie wspomniałam o tym, że zostałam napadnięta.
Nie precyzowałam, z jakim chłopakiem i dlaczego spędziłam popołudnie oraz
wieczór, nie chcąc, by mama zaczęła robić z tego jakąś wielką sprawę. Słowem
nie wspomniałam również o tym, że przede mną Gabriel spotykał się z Soleil, bo
to mogłoby ją załamać. W przedstawionej przeze mnie opowieści Gabriel był tym
dobrym i miłym chłopakiem z uniwerku, który zabrał mnie na kawę po zajęciach, a
z którym rozmawiało mi się tak dobrze, że całkowicie straciłam poczucie czasu.
Kiedy zaczęła besztać mnie za to, że nie wróciłam do domu przed północą, a w
dodatku czuć było ode mnie alkohol, wytknęłam jej, że lada moment miałam
skończyć dwadzieścia jeden lat. Nieco ciszej, ale tym samym dobitniej, dodałam
również, że gdybym chciała, w każdej chwili mogłabym się wyprowadzić. To urwało
rozmowę i nakłoniło nas do rozejścia się do swoich pokoi. I choć czułam się źle
z tym, co powiedziałam, nie zamierzałam przepraszać za prawdę.
Noc upłynęła mi
pod znakiem bezsenności i mdłości. Jej większą część spędziłam zamknięta w toalecie,
przytulając rozpalone czoło do chłodnej porcelany muszli klozetowej. Mama, z
początku wiedziona złością, udawała, że wcale tego nie słyszy. Około trzeciej
nad ranem dołączyła jednak do mnie, przez co razem siedziałyśmy na podłodze w
łazience, tuląc się do siebie i bezgłośnie szlochając. Rodzicielka podejrzewała
zapewne, że w ten sposób walczę z alkoholem – choć wypiłam zaledwie dwa łyki,
mama z jakiegoś powodu twierdziła, że byłam pijana – ale ja wiedziałam, że w
ten sposób mój organizm reagował na stres. Ubiegły wieczór był bowiem plątaniną
strachu i nerwów, których nikt nie byłby w stanie udźwignąć. Niecodziennie
bowiem odkrywa się, że własna siostra zataiła przed tobą fakt, że została zgwałcona,
o czym wiedział jedynie facet, z którym kręciła na boku, a następnie zostaje
się napadniętym przez wyjątkowo szkaradnego kloszarda.
Nad ranem udało
mi się zapaść w lekki, poprzeplatany koszmarami sen, wskutek którego obudziłam
się jeszcze bardziej zmęczona. Nie musiałam nawet udawać przed mamą choroby.
Przyszła do mnie sama, dzierżąc w dłoni szklankę z wodą. Pogładziła mnie po
spoconym czole, odgarniając mokre kosmyki sprzed twarzy, a następnie ostrożnie
mnie pocałowała. Oznajmiła równocześnie, że musi wyjść do pracy, ale przez cały
czas będzie pod telefonem i mam bez wahania monitować o każdym pogorszeniu bądź
polepszeniu samopoczucia. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jak głupio postąpiłam,
wypominając jej podczas kłótni, że gdybym chciała, już dawno mogłabym żyć na
własny rachunek.
– Przepraszam –
wychrypiałam, gwałtownie mrugając, by odpędzić łzy.
Mama w
odpowiedzi tylko pokręciła głową, co sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej
winna. Pozwoliłam więc, by tuliła mnie przez kilka następnych minut, mimo iż
zapach lakieru do włosów, którego użyła, wzbudzał we mnie mdłości, mając
nadzieję, że w ten dziecinny sposób wynagrodzę jej krzywdę.
Kiedy zostałam
sama, ogarnęło mnie znużenie. Odczułam na barkach ciężar tych spędzonych w
toalecie godzin i wypłakanych wówczas łez. Nim się spostrzegłam ponownie
zasnęłam. Z początku nie śniłam o niczym, po prostu trwałam w błogiej
ciemności. Z czasem z mroku zaczęły wyłaniać się obrazy – rozmyte twarze osób,
których nie znałam. Samo jednak to, jak na mnie patrzyli, przyprawiało mnie o
gęsią skórkę. Mimo iż wiedziałam, że nie mam niczego na sumieniu, zaczęłam
odczuwać olbrzymie poczucie winy. Rozmyte kontury zaczęły nabierać ostrości, a
ciemność przeradzać się w miejski krajobraz. Moim oczom ukazał się kawałek
asfaltu, niedziałający sygnalizator, a także kilka większych szklanych
biurowców kilkanaście przecznic dalej. Wzdłuż jezdni w dwóch rzędach zaczęły
ustawiać się nieznane mi postacie. Zwrócone twarzą do siebie wpatrywały się
tylko w jeden punkt – we mnie. Stałam pomiędzy nimi nieruchomo, nie wiedząc, co
się dzieje. Pozwalałam, by na mnie patrzyli, oceniali mnie i szydzili ze mnie
za pomocą samych tylko spojrzeń. Dopóki jeden z nich nie odważył się podnieść
ręki z wycelowanym we mnie palcem wskazującym, właściwie nie oddychałam.
Dopiero wtedy zerwałam się do biegu. Pokonywałam kolejne przecznice, ale nie
byłam w stanie zgubić obserwujących mnie postaci.
Zlana potem
usiadłam na łóżku, siłą wyrywając się z objęć koszmaru. Choć sen nie dotyczył
bezpośrednio Soleil i chwili jej śmierci, ja i tak czułam się fatalnie ze
świadomością tego, co przeżyłam. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że zawiodłam
wszystkie zgromadzone w moim śnie postacie, mimo iż było więcej niż pewne, że
widziałam je po raz pierwszy na oczy.
Dopiero po
chwili zorientowałam się, że wybudziłam się nie tyle za sprawą mojej
podświadomości, co dzwonka do drzwi. Zmarszczyłam lekko brwi, wciąż nie do
końca odnajdując się w rzeczywistości – na którą składała się przepocona
pidżama i skotłowana pościel – zastanawiając się przez chwilę nad tym, co się
stało.
Zignorowałam
pukanie do drzwi. Było więcej niż pewne, że nie zamierzam pokazywać się nikomu
w tym stanie – nawet jeśli to miał być tylko listonosz. W tej samej chwili, w
której odgłos dzwonka ucichł, rozdzwonił się jednak mój telefon. Jedno
spojrzenie na wyświetlacz uświadomiło mi, że nie był to pierwszy raz, kiedy
ktoś usiłował się do mnie dobić.
– Halo? –
wychrypiałam, przykładając zieloną słuchawkę.
– To my.
Otwieraj!
Wolną dłonią
dotknęłam skroni. Rozmasowałam punkt przy linii włosów, mając nadzieję, że to
pomoże mi zwalczyć nieprzyjemne pulsowanie dobiegające gdzieś z wnętrza
czaszki.
– Jacy my? –
wymamrotałam, czując się jeszcze bardziej skołowana niż w nocy.
– Och, Blair,
jesteś beznadziejna – usłyszałam z oddali, a chwilę potem coś w słuchawce
zaszeleściło. Kiedy ktoś ponownie się odezwał, głos należał do mężczyzny. –
Cześć, Selie. Tu Aaron i Blair. Dostaliśmy cynk, że coś cię rozłożyło i
postanowiliśmy umilić ci czas. Wstaniesz i nam otworzysz czy mamy nawiedzić
Ellen w pracy, podebrać jej klucze i dopiero tu wrócić? Nie ukrywam, że nie
widzi mi się ten drugi scenariusz, ale jestem skłonny podjąć się wyzwania.
Mimowolnie
parsknęłam, słysząc jego słowa. Podobnie jak on wiedziałam, że zrobiłby to
wszystko bez wahania. Kiedy w grę wchodziło bezpieczeństwo moje i Sol, Aaron
zdawał się nie mieć żadnych zahamowań.
– Nie spałam całą noc – ostrzegłam. – I nie
brałam jeszcze prysznica. Ba, przez wasze walenie do drzwi dopiero się
obudziłam. Wyglądam fatalnie.
– A my mamy
babeczki z tej piekarni, którą tak lubisz – oznajmił bezprecedensowym tonem
Aaron. – Masz pół minuty, Selie.
Mając do
stracenia tyle samo co do zyskania, zwlokłam się z łóżka. Owinięta kołdrą
ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych, by wpuścić do środka przyjaciół. Mimo iż
usiłowałam zgrywać twardą i postawić na swoim, by odesłać ich z kwitkiem, kiedy
po uchyleniu drzwi ujrzałam ich w progu, coś we mnie zmiękło. Gdyby nie to, że
byłam brudna i przepocona, najpewniej rzuciłabym im się na szyję. Tak dawno
nikt nie zrobił dla mnie czegoś miłego, że zapomniałam, jak przyjemne jest to
uczucie.
– Nie wyglądasz
aż tak fatalnie – oznajmiła w ramach powitania Blair, szczerząc się. – Dałabym
ci jakieś trzy na dziesięć.
Aaron skinął
głową, zgadzając się z nią.
– Wyczesałabyś
włosy, przemyła twarz i zyskałabyś jeden punkt.
Wywróciłam
oczami, przesuwając się w progu, by wpuścić ich do środka. Zarówno Aaron jak i
Blair zaczęli rozglądać się z zaciekawieniem po wnętrzu. Dopiero po chwili
uświadomiłam sobie, że to był pierwszy raz, kiedy zaprosiłam ich do siebie.
Choć Aaron znał całą moją rodzinę i zwykł u nas przesiadywać, nie miał jeszcze możliwości
odwiedzenia nas w nowym domu w Clearwater. Dałam im więc chwilę na to, by się
rozejrzeli, po czym zaprosiłam ich do salonu. Rozsiedli się na kanapie w sposób
sugerujący, że czują się tu wyjątkowo swobodnie. Było to dla mnie niewątpliwym
zaskoczeniem, zważywszy chociażby na to, że nie znali się wcześniej. Kiedy na
domiar wszystkiego zaczęli sobie nawet dogryzać, przez chwilę poczułam się tak,
jak za starych dobrych czasów – mimo zdecydowanie odświeżonych okoliczności
spotkania.
– Kto was tu
ściągnął, co? – zagadnęłam, siadając na fotelu.
Aaron, który
uparł się, że zastąpi mnie w roli pani domu, wrócił z kuchni z tacą, na której
znajdowały się talerzyki, szklanki i dzbanek z sokiem pomarańczowym.
– Ten
przychlast, z którym byłaś wczoraj w kawiarni – wymamrotał, nie kryjąc
niechęci.
Blair
zachichotała, wyraźnie rozbawiona jego reakcją. Kiedy się poruszyła, kolorowe
bransoletki na jej nadgarstku zabrzęczały.
– Gabriel
zadzwonił do mnie przed zajęciami i wspomniał, że możesz się dzisiaj nie
pojawić. Wspomniał o twoim wczorajszym przeżyciu. Nawet nie wiesz, jak mi
przykro! – dodała, żwawo przy tym gestykulując. – Ten kretyn nie powinien
zostawiać cię ani na chwilę! Jak mógł do tego wszystkiego dopuścić? Spokojnie,
już go za wszystko opieprzyłam. Swoją drogą, to cudownie, że się znacie! –
pisnęła, podskakując na siedzeniu. – Niezły zbieg okoliczności, nie uważasz?
Dotknęłam
dłonią skroni, czując powracające falowo pulsowanie. Im bardziej próbowałam
skupić się na tym, co wydarzyło się wieczorem, tym mocniej bolała mnie głowa.
– Tak, rzeczywiście,
ciekawy przypadek – przyznałam, krzywiąc się. – A skoro już o tym mowa… Blair,
przepraszam za wczoraj – westchnęłam, spoglądając na blondynkę. – Moja reakcja
była bardzo nie na miejscu, powinnam powiedzieć ci o wszystkim. Powinnam była
powiedzieć ci o Soleil – dodałam ciszej.
W salonie na
kilka chwil zapadła cisza. Nawet rozrywkowa i radosna Blair zachowała powagę
sytuacji, trwając w bezruchu i skupieniu.
– Wiedziałam od
samego początku – wyznała Blair, uśmiechając się delikatnie, jakby nieco niepewnie.
– Nie naciskałam jednak na ciebie, bo podejrzewałam, że to drażliwy temat.
Cierpliwie czekałam, aż postanowisz się otworzyć. Ale Gabe cię uprzedził –
dorzuciła, tym razem bardziej zgryźliwie. – Już o wszystkim wiem, także
spowiedź możesz uznać za zakończoną.
Uśmiechnęłam
się delikatnie, poruszona jej słowami. Świadczyły o tym, że Blair naprawdę
zależało na naszej znajomości i była gotowa wybaczyć mi wstępne potknięcia.
Nieczęsto spotykałam się z takim wyrozumieniem. Ludzie z reguły bywali
egoistyczni i gdy pytali o moje samopoczucie, tak naprawdę łaknęli jedynie
nowych tematów do plotek.
– Ja nie
powiedziałam ci o moich piekielnych siostrzyczkach, więc chyba jesteśmy kwita,
co?
Parsknęłam, tym
samym przyznając blondynce rację. Obie miałyśmy przed sobą sekrety, kierując
się mniej lub bardziej egoistycznymi motywami, ale najważniejsze było to, że
koniec końców potrafiłyśmy się pojednać. W tamtej chwili odczułam jeszcze
większy przypływ sympatii do tej wiecznie rozochoconej istotki. Wnosiła do
mojego wymarłego świata życie i światło, którego potrzebowałam.
– Okay, koniec
telenoweli, tak? Sprawiacie, że czuję się niekomfortowo – wymamrotał Aaron,
krzywiąc się wymownie.
Spojrzałyśmy po
sobie z Blair, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem. Aaron po chwili dołączył do nas,
przez co przez kilka kolejnych minut bez żadnego konkretnego powodu zanosiliśmy
się śmiechem, dając upust wszystkim negatywnym emocjom nagromadzonym podczas
minionego tygodnia.
– Naprawdę
napadł cię menel? – zapytał jakiś czas później Aaron, po czym z namaszczeniem
wgryzł się w najlepszą na świecie kajmakową babeczkę.
Skinęłam głową.
Patrzyłam, jak moi znajomi pałaszują ciastka, ale sama poprzestałam na soku. Po
nocnych ekscesach nie ufałam jeszcze do końca swojemu żołądkowi.
– Masakra –
skwitowała Blair. – Wiedziałam, żeby im nie ufać. Oni tylko zgrywają takich
miłych, zwracają się do ciebie wyszukanymi frazesami, żeby cię podbudować i
wyżebrać jakieś drobniaki! A jak nie chcesz z nimi pertraktować, przechodzą do
rękoczynów.
– Ale nic ci
nie zrobił, tak? – upewnił się po raz tysięczny Aaron, posyłając mi
zaniepokojone spojrzenie. – Na pewno wszystko gra?
Ponownie
ograniczyłam się do potwierdzenia ruchem głowy. Tak jak nie ufałam swojemu
żołądkowi, tak nie mogłam również polegać na własnych ustach i gardle.
Odczuwałam pieczenie podczas mówienia. Była to zasługa najprawdopodobniej
całonocnej sesji niestrawności i wymiotów.
Poza tym nie do
końca pamiętałam to, co się stało. Za sprawą szoku wyparłam część wydarzeń
ubiegłego wieczoru. Polegałam więc na słowach moich przyjaciół, usiłując w ten
sposób odtworzyć przebieg wydarzeń. Ostatnim, co zapamiętałam, była moja
kłótnia z Gabrielem pod kościołem, telefon do terapeuty i… Cóż, to tyle. Spotkanie
z kloszardem i wszystko to, co stało się potem, pamiętałam już jak przez mgłę.
– Ale te
wymioty… – nie dawał za wygraną Aaron.
– Wypiłam
trochę za dużo – wyznałam z zażenowaniem. – Wciąż zapominam, że w piersiówce
Gabriela nie znajduje się sok a czysty rum.
Blair
zachichotała. Między napadami śmiechu podzieliła się z nami historyjką o tym,
jak ona sama kiedyś dała się na to nadziać, a Gabriel musiał ściągać ją z
dachu, bo pod wpływem alkoholu ubzdurała sobie, że jest Dzwoneczkiem i musi
lecieć na poszukiwanie Piotrusia Pana.
Czas w
towarzystwie tych dwojga płynął zdecydowanie zbyt szybko. Tematy, jakich się
podejmowaliśmy, świadczyły o zażyłości, o którą nikt z całą pewnością nie
podejrzewałby trójki właściwie obcych sobie osób. Bo choć Aarona znałam już
wcześniej, nasza przyjaźń po wystawieniu na próbę zaliczyła sromotną porażkę.
Blair była nowa w naszym gronie, ale ze swoim humorem i uszczypliwościami
idealnie się wpasowywała. Aaron stwierdził, że odgrywała rolę nadwornego
błazna, który ma na celu rozśmieszanie pary królewskiej, co oczywiście nie
spotkało się z aprobatą blondynki. Nie potrafiła jednak długo się złościć,
dlatego też z pokorą przyjęła powierzone jej stanowisko, rozbawiając nas
właściwie do łez przez następną godzinę. Podczas rocznej przerwy, którą zrobiła
sobie po liceum, zwiedziła trochę Stanów i miała w zanadrzu mnóstwo zabawnych
historyjek.
– Skoczę pod
prysznic – oznajmiłam po jakimś czasie, ostrożnie wstając z fotela. Dochodziła
już druga po południu, lada moment mama miała wrócić z pracy. Nie chciałam, by zastała
mnie w jeszcze gorszym stanie niż w nocy. – Nie pozabijacie się nawzajem, jeśli
zostawię was na chwilę samych?
Blair pokręciła
głową, a Aaron uśmiechnął się psotliwie. Kiedy posłałam mu przeciągłe
spojrzenie, dając mu do zrozumienia, że ma darować sobie gierki, jedynie przybrał
minę niewiniątka. Znałam go jednak na tyle dobrze, by wiedzieć, że zwyczajnie
się ze mną zgrywa.
– Ach, Aaron,
zadzwonisz do mojej mamy i dasz jej znać, że wszystko gra? Miałam się meldować
co jakiś czas, pewnie popada w paranoję. Zaraz na chatę zwali nam się ekipa
antyterrorystyczna.
W odpowiedzi na
moją prośbę chłopak zasalutował. Mimo wszystko dostrzegłam cień wahania na jego
twarzy. Podejrzewałam, że brało się to z tego, iż dawno nie miał kontaktu z
moją rodziną, mimo iż jeszcze przed rokiem zajmował zaszczytne miejsce przy
naszym stole. Jego obawy nie były więc tak do końca irracjonalne. Mama zwykła
go uwielbiać, ale w ostatnim czasie ich kontakty się ochłodziły. Miałam jednak
nadzieję, że stara sympatia przezwycięży nad nieudolnie chowaną urazą i uda im
się przeprowadzić przyjemną, niezobowiązującą pogawędkę.
Wstąpiłam do
sypialni po czyste ubrania, a także resztę pościeli, mając w planach przy
okazji wrzucić ją do pralki. Zebrawszy to wszystko zamknęłam się w toalecie, odcinając
się tym samym od sporu, który w salonie toczyli między sobą Blair i Aaron. O
ile się nie myliłam poszło o to, jaki program mają włączyć. Blair nie chciała
stracić powtórki perypetii rodziny Kardashianów, a Aaron obstawał przy jakiejś
sportowej rozgrywce. Wierząc, że są wystarczająco dojrzali, by rozwiązać to samodzielnie,
odkręciłam zawór z ciepłą wodą, na kilka chwil całkowicie odcinając się od ich
dramatów.
Utarło się, że
pod prysznicem ludzie myślą o wszystkim i o niczym; kończą stare spory, wymyślają
riposty na przyszłe, diagnozują i roztrząsają to, co tylko wpadnie im do głowy.
W moim przypadku kąpiel symbolizowała jednak coś zupełnie odmiennego. Odkąd
tylko pamiętałam, woda mnie uspokajała. Z tego też powodu ledwo pierwsze krople
spadły na moje ciało, całe napięcie mnie opuściło. Zarwana noc, rozstrój
żołądka, wczorajszy wypadek – wszystko to nagle przestało mieć dla mnie
znaczenie. Ogarnął mnie błogi, niczym niezmącony spokój. Możliwie jak najdłużej
przeciągałam więc swój pobyt w kabinie, wiedząc, że powrót do rzeczywistości
nie będzie już tak przyjemny.
Wyszłam spod
prysznica i owinęłam jeden ręcznik wokół ciała. Drugim, znacznie mniejszym,
zaczęłam odsączać nadmiar wody z włosów – odkąd je podcięłam, czynność ta
zabierała mi zdecydowanie mniej czasu. Przetarłam zaparowane lusterko po czym
sięgnęłam po szczotkę. Soleil dostawała wylewu, ilekroć widziała, że rozczesuję
włosy na mokro. Jej kazania, w których to na przeróżne sposoby argumentowała,
jak bardzo jest to dla nich szkodliwe, na nic się jednak zdawały. Moje włosy
miały bowiem tendencję do puszenia się, a nawet kręcenia. Okazję do należytego
rozczesania ich zyskiwałam więc tylko wtedy, gdy były wciąż nieco wilgotne.
Podczas
czesania szczotka wysunęła mi się z mokrej, lekko drżącej dłoni i wpadła do
umywalki, uprzednio jednak uderzywszy mnie w obojczyk. Mimowolnie sięgnęłam ku
szyi i musnęłam opuszkami wystającą kość. Nie wiedzieć czemu moje palce
przesunęły się jeszcze wyżej, mniej więcej na wysokość tętnicy. Przytrzymałam
dłoń w tamtym miejscu nieco dłużej i przymknęłam powieki, ponieważ pulsujący
ból głowy, podobny do tego, który odczuwa się na dzień po spożyciu alkoholu,
powrócił. Westchnęłam przeciągle, w myślach przeklinając Hendersona i jego zamiłowanie
do wysokoprocentowych trunków. Aby zapobiec kolejnym tego typu sytuacjom w
dalszej części dnia, zażyłam naraz dwie tabletki aspiryny.
Odświeżona i
owinięta puchowym szlafrokiem wyszłam z łazienki. Skierowałam swoje kroki
bezpośrednio do salonu, ale zastałam tam jedynie pochłoniętą oglądaniem
telewizji Blair, więc dyskretnie wycofałam się do swojego pokoju. Tak, jak się
tego spodziewałam, Aaron siedział na łóżku ze spuszczoną głową, a obok niego na
materacu leżał mój telefon. Widok jego zgarbionej postawy wzbudził we mnie
wyrzuty sumienia. W końcu sama wysłałam go do sypialni z prośbą o
zatelefonowanie do mojej rodzicielki. Mogłam liczyć się z tym, że
niecodzienność wystroju i nadmiar pamiątek po Soleil nieco go przytłoczy.
– Hej –
rzuciłam cicho, opierając się o futrynę.
Aaron podniósł
głowę i zamrugał, przybierając przy tym taką minę, jakby nie do końca wiedział,
gdzie się znajduje.
– Selene –
uśmiechnął się i nieporadnie poklepał materac obok siebie. Kiedy się do niego
dosiadłam, od razu złożył głowę na moim ramieniu, pozwalając mi się przytulić.
Aaron od zawsze
wyróżniał się wyjątkową wrażliwością. Był typem niepoprawnego romantyka. W
liceum pisał wiersze i był gotów wydać własny tomik poezji. Z kolei w sklepie
wybierał tylko te obite puszki i butelki, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego,
że inni i tak je odrzucą. Zawsze dawał solidne napiwki, brał udział w różnego
rodzaju charytatywnych akcjach a raz nawet, kiedy jego malutka sąsiadka złamała
sobie nogę i nie mogła tak jak pozostałe harcerki chodzić po domach, by
sprzedawać ciasteczka, nosił ją na rękach po sąsiedztwie, by mogła zdobyć
wymarzoną odznakę.
Aaron, podobnie
jak Soleil, kochał ludzi. Niesienie pomocy potrzebującym zdawało się być wręcz
jego powołaniem. Niestety jednak właśnie to poróżniło go z moją siostrą. Bo o
ile Sol zależało na zdobywaniu znajomości i ich podtrzymywaniu, o tyle Aaron
preferował niesienie pomocy obcym. W ubiegłym roku wkręcił się do organizacji
ratującej manaty, co wiązało się z licznymi podróżami po wybrzeżu. Z początku
Sol była z niego dumna, namawiała go do kontynuowania i poszerzania
działalności. Z czasem jednak, gdy okazało się, że nie ma kogoś, u boku kogo
mogłaby błyszczeć, zaczęło jej to doskwierać.
Nigdy nie
przyznałabym się do tego głośno, ale mojej siostrze zdarzało zachowywać się
próżnie. Bywały dni, w których Sol nie liczyła się nawet z moim zdaniem; pragnęła
jedynie aprobaty znajomych. Robiła wówczas rzeczy głupie i nierozsądne –
wszystko po to, by przypodobać się w towarzystwie. Pod tym względem źle zniosła
zmianę miejsca zamieszkania. W liceum miała już wybudowaną pozycję; była
przewodniczącą samorządu i wszystkich możliwych organizacji, słynęła ze swej
łaskawości i poczucia humoru. Po przyjściu na studia musiała mierzyć się z tym
wszystkim od początku. Zdobywanie przyjaciół nigdy nie stanowiło dla Soleil
problemu, jednak inaczej zdobywa się aprobatę ludzi, których zna się od
pieluch, a inaczej tych, którzy weszli już w wiek adolescencji i posiadają
własne priorytety. Sol za wszelką cenę pragnęła się dopasować. Przyszło jej to
sprawniej, gdy poznała Laurę – kobietę o urodzie i sylwetce modelki, na swój
sposób słynną na łamach uniwersytetu. To dzięki niej ludzie zaczęli zapraszać
ją na imprezy.
– Przepraszam,
że nie było mnie przy tobie – wyszeptałam.
– To ja
przepraszam, Selie. – Aaron dotknął mojego kolana i delikatnie zacisnął na nim
dłoń w geście pocieszenia. – Oboje spieprzyliśmy sprawę. Ale paradoksalnie to
nie pierwsze miesiące były najtrudniejsze, wiesz? – dodał po chwili, podnosząc
głowę, by na mnie spojrzeć. – Ten słodki okres niedowierzania i wmawiania
sobie, że ona tylko wyjechała, wyszła gdzieś do koleżanki i lada moment wróci…
To było łatwe. Teraz, kiedy ruszyliśmy ze swoim życiem, jest zdecydowanie
trudniej. – Niezdarnym ruchem wskazał na przestrzeń przed sobą. – Patrzenie na
to, jak wszystko się bez niej zmienia, wyniszcza mnie. Nawet coś tak głupiego
jak twoja sypialnia, w której brak drugiego łóżka, potrafi na moment pozbawić
mnie tchu. Tego typu drobne rzeczy w brutalny sposób pozbawiają wszelkich
złudzeń. Nie wyszła do koleżanki. Nie wyjechała do ciotki na weekend. Nie
wróci, bo z miejsca, w którym się znajduje, nie ma powrotów…
Nie wiedząc, co
mogłabym odpowiedzieć na to wyznanie, po prostu go do siebie przytuliłam.
Trwaliśmy w tej pozycji przez kilka długich minut w kompletnej ciszy, dopóki nie
znalazła nas Blair. Z początku nie wiedziała, jak się zachować; zrozumiała
pewnie, że jest świadkiem intymnej chwili, w którą nie powinna się wtrącać, ale
jej żartobliwa natura zwyciężyła nad powagą.
– Ju-hu,
zbiorowy przytulas! – wykrzyknęła, rzucając się w naszą stronę. Objęła nas
oboje z takim impetem, że niemal wyłożyliśmy się na materacu. – Byłoby jednak
zabawniej, gdyby więcej niż jedno z nas było rozebrane – dorzuciła, puszczając
do mnie oczko.
Spojrzałam na
swój szlafrok, który nieznacznie rozchylił się u dołu, po czym wybuchnęłam
śmiechem. Chwilę później dołączył do mnie Aaron, a także Blair, wyjątkowo dumna
z żartu, który rozgonił żałobną atmosferę. Nie przyznałam się do tego głośno,
ale cieszyłam się z tego, że postanowili mnie odwiedzić. Dzięki nim po raz
pierwszy od bardzo dawna miałam okazję szczerze się uśmiechnąć, choć byłam
niemalże pewna, że zatraciłam w sobie tę zdolność.
– Ach, Sel…
Kiedy się kąpałaś, wpadł Gabriel – oznajmiła Blair, wyciągając ku mnie dłoń.
Kiedy uczyniłam to samo, podała mi kluczyki. Wzdrygnęłam się w zetknięciu
zimnego metalu z moją skórą. – Odstawił twoje auto.
W całym tym
szaleństwie zupełnie zapomniałam o tym, że Gabriel zabrał mnie spod uczelni, na
którą ja wcześniej dostałam się własnym autem. Wczoraj przed wizytą u
terapeuty, miałam je stamtąd odebrać, jednak kloszard pokrzyżował moje plany.
Aż do tamtej chwili nie myślałam jednak nad tym, jak odzyskam samochód z przyuczelnianego
parkingu.
Spojrzałam na
znajomy brelok a następnie na przyjaciółkę, zastanawiając się, czy naprawdę
uczestniczyłam w tej sytuacji, czy jedynie ją sobie wyobraziłam. Nieco nerwowy
uśmiech Blair świadczył jedynie o tym, że te słowa naprawdę padły z jej ust.
Nie przypominałam sobie jednak, bym wspominała Gabrielowi o samochodzie albo,
co chyba ważniejsze, dawała mu kluczyki, co czyniło tę sytuację lekko
niepokojącą.
– Czemu nie
zaprosiłaś go do środka? – zapytałam, próbując ukryć zawód w głosie. Na samą
jednak myśl, że Gabriel nie wpadł, by osobiście zapytać mnie o samopoczucie,
ogarniał mnie niewiadomego pochodzenia smutek.
Speszona Blair
spuściła wzrok. Z jakiegoś powodu poczułam, że zamierza mnie okłamać jeszcze na
długo przed tym, nim w ogóle otworzyła usta.
– Śpieszył się,
wypadło mu jakieś spotkanie poza miastem. Ale kazał przekazać życzenia
szybkiego powrotu do zdrowia – dodała, siląc się na uśmiech.
– Na pewno
wszystko gra? – dopytałam. Chociaż nie znałam dziewczyny długo, byłam w stanie
wychwycić zmianę w jej zachowaniu. Coś w jej uśmiechu wskazywało na to, że jest
to gest wymuszony.
– Tak, Sel. My
po prostu… Mamy odmienne zdanie w pewnej kwestii – westchnęła melodramatycznie,
próbując obrócić wszystko w żart. – Troszkę się posprzeczaliśmy. Ale spokojnie,
to nie wpłynie w żaden sposób na naszą relację. Użeram się z Gabe’m od lat.
Tego typu sytuacje to dla nas normalka.
Raz jeszcze
spróbowałam cofnąć się pamięcią do wydarzeń sprzed kilkunastu godzin, jednak
natrafiłam na ścianę. I tak jak w łazience uznałam to za objaw szoku
pourazowego, tak teraz, po słowach Blair, ta teoria nie była już w stanie
uciszyć mojego narastającego niepokoju.
Hej, cześć, czołem!
Nie mam już czego słuchać, wszystkie moje ulubione składanki się pokończyły. Uściślając - to moja ósma godzina przy komputerze. Studia zdalnie, praca zdalnie, rozrywka zdalnie... Świra idzie dostać. A na domiar wszystkiego zepsuli mi Bloggera. Jest teraz prawie tak brzydki jak Wattpad, jeśli chodzi o kwestie wizualne. No nie umiem się tam odnaleźć, no! 10 minut szukałam opcji justowania tekstu. Całe życie pod górę...
A tak zupełnie serio (tamto też było serio, ale w tym roku stuknęło mi oczko, więc staram się coś w sobie zmienić i trochę mniej narzekać) to cześć, miło Cię znowu tu widzieć! Tęskniłam ;) Jeśli chodzi o proces twórczy Delirium miewa swoje lepsze i gorsze momenty, ale powroty zawsze są dobre. Nawet jeśli wpadam niezapowiedziana raz na jakiś czas i zaczynam od progu marudzić :p
I tak, ja wiem, że w tym rozdziale mamy krok do tyłu, jeśli chodzi o posuwanie fabuły do przodu w kwestiach nadprzyrodzonych... Ale co zrobić, takie życie. Nie pije się rumu od nieznajomych przystojniaków! Selka musiała dostać za swoje ;p
Pokłony i uściski dla wytrwałych!
Kocham i wielbię,
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz