środa, 13 maja 2020

Dziesięć













Czas nie zwolnił, a już tym bardziej nie stanął w miejscu, a mimo to ja nie potrafiłam się ruszyć. Zamknięta w bańce własnych lęków przez kilka długich chwil jedyne, co słyszałam, to bicie mojego serca. Podświadomie wiedziałam, że powinnam zacząć się szarpać, by odepchnąć od siebie intruza, ale fizycznie nie potrafiłam się do tego zebrać. Zupełnie jakby za sprawą samego tylko dotyku kloszard był w stanie wchłonąć całą moją życiową energię – mimo iż tak naprawdę nawet mnie nie dusił. Trzymał dłoń na moim gardle, ale nie zaciskał jej, jakby w geście niemego ostrzeżenia.
Nieznajomy przechylił lekko głowę, przyglądając mi się uważnie. Odkąd mnie zaatakował nie odezwał się ani słowem, a jedynie z trudem oddychał, wydając ten okropny, świszcząco-charczący odgłos. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów, co stawiało mnie w jeszcze bardziej niekomfortowej sytuacji. Oglądanie jego okropnej, poharatanej twarzy z tak niewielkiej odległości sprawiało, że zaczynałam coraz bardziej panikować. Na domiar wszystkiego z jego ust, a w zasadzie jamy gębowej, gdyż stwór ten nie posiadał warg, wydobywał się zapach, który wywoływał u mnie mdłości. Dokładnie w taki sposób pachniało ciało Soleil na pogrzebie, mimo iż pracownicy kostnicy zrobili wszystko, co w ich mocy, by tego uniknąć. Smród rozkładającego się ciała był jednak czymś, czego nawet najdroższe perfumy nie były w stanie zamaskować.
Wystarczyło, bym spróbowała się cofnąć, by dłoń kloszarda bez ostrzeżenia zacisnęła się na moim gardle. W ułamku sekundy zrozumiałam, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. W ostatnim trzeźwym odruchu wyciągnęłam własne dłonie, by odepchnąć go od siebie, jednak bezskutecznie. Choć w pierwszej chwili wydał mi się słaby i schorowany, trzymając mnie w śmiertelnym uścisku nie okazał żadnej z tych cech. Załkałam więc bezgłośnie i bezradnie zacisnęłam powieki, nie chcąc, by ostatnim obrazem, jaki przyjdzie zapisać mi w pamięci przed śmiercią, była jego szkaradna twarz.
Było mimo wszystko coś pocieszającego w świadomości zbliżającego się końca. Wizja zjednoczenia z Soleil, bez której to nic w moim życiu nie miało sensu, pozwoliła mi zachować spokój w tych ostatnich chwilach. Wola walki, która gdzieś się tam we mnie usiłowała tlić, doszczętnie spłonęła, a ja kompletnie poddałam się oprawcy, gotowa zobaczyć po drugiej stronie siostrę.
Kloszard gwałtownie przechylił moją głowę w prawo, a następnie poluzował uścisk, przestając mnie dusić. Zakrztusiłam się, a następnie zaczęłam pokasływać w jego dłoń. Choć zdawałam się być pogodzona z perspektywą nieubłagalnie zbliżającego się końca, organizm sam zareagował, próbując jak najszybciej uzupełnić braki tlenu. Mimo trudności nie poddawałam się, wdychając i wydychając powietrze nosem.
Równocześnie otworzyłam pełne łez oczy, by sprawdzić, co się dzieje. Wyczułam bowiem, że chwyt kloszarda przestał był tak pewny i mocny jak dotychczas. Zrozumiałam wówczas, że to może być moja szansa na ucieczkę. To, co ujrzałam, sprawiło jednak, że całkowicie znieruchomiałam. Jeśli myślałam, że w jego wyglądzie nic już nie będzie w stanie mnie przerazić, ostro się przeliczyłam. Na widok wydłużających się na moich oczach kłów mimowolnie wrzasnęłam, mimo iż wiedziałam, że i tak nikt mnie nie usłyszy.
Kiedy kloszard pochylił się w kierunku mojej obnażonej szyi dalej wrzeszczałam, równocześnie szamocząc się w jego objęciach. Usiłowałam za wszelką cenę się od niego uwolnić; a przynajmniej uchylić na tyle, by uniknąć spotkania z jego kłami. Trzymał mnie jednak pewnie, przez co moje działania na nic się nie zdawały. Nie poddawałam się, uparcie wierzgając i kopiąc, mimo iż wiedziałam, że moje wyczerpane i niedotlenione ciało niewiele jeszcze wytrzyma. O ile jeszcze chwilę temu byłam skłonna umrzeć poprzez uduszenie, śmiercią z pozoru łatwą i bezbolesną, o tyle w chwili, w której okazało się, że mam do czynienia z jakimś nienaturalnym potworem, rozgorzała we mnie wola walki.
Poczułam jego oddech na swojej szyi – tak lodowaty, że aż na swój dziwny sposób parzący – a następnie ugryzienie, którego siła zwaliła mnie z nóg. Gdyby mnie nie podtrzymywał, jak nic ległabym jak długa. Wystarczyło bowiem, by upił zaledwie łyk mojej krwi, aby nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Wyczerpana nieskuteczną walką i wcześniejszym podduszaniem momentalnie osłabłam.
Do czasu, aż mojego ciała nie zalała fala bólu.        
Cierpienie, którego doświadczałam co noc, było niczym w porównaniu z tym, które oferował mi śmiertelny pocałunek kloszarda. Czułam się zupełnie tak, jakby wpuścił rozpalone do czerwoności odłamki węgla do mojego krwioobiegu. Potrzeba wydrapania samego ognia spod skóry narastała z każdą chwilą, przez co bezczynne trwanie w objęciach napastnika zdawało się być wówczas torturą samą w sobie. Stopniowo moje ciało zaczynało ogarniać otępienie, spowodowane z pewnością jakąś toksyną zawartą w jego ślinie, ale psychicznie wciąż czułam się napastowana.
Choć bardzo chciałam, nie byłam w stanie poruszyć żadną ze swoich kończyn. Miałam bowiem wrażenie, że każdy mięsień, każdy nerw, każda najmniejsza komórka wykonana jest z nie do końca stężałej galaretki, która przelewała się pod moją skórą. Z tego samego powodu nie byłam w stanie już nawet wrzeszczeć. Całkowicie utraciłam kontrolę nad własnym ciałem.
Nie od razu zarejestrowałam jakiś ruch za plecami kloszarda. Zrozumiałam, że coś się dzieje dopiero wtedy, gdy moje pozbawione czucia ciało upadło z plaskiem na asfalt. Więcej bólu sprawiło mi jednak otwarcie oczu i skupienie wzroku na dwóch postaciach. Ubrany w jasny trencz kloszard wyglądał na zaskoczonego. Cofał się bowiem niezgrabnie za każdym razem, gdy odziana od stóp do głów w czerń postać ruszała w jego stronę. W porównaniu do bezdomnego, który zdawał się być równie zamroczony co ja, ruchy mężczyzny zdawały się być bardziej sprężyste i pewne. Dodatkowo udało mu się osiągnąć przewagę z pomocą jakiegoś przedmiotu, który zalśnił złowrogo w słabym świetle latarni, gdy uniósł go w górę, tuż przed twarzą kloszarda. Potwór syknął przeraźliwie, a następnie potknął się, podając się tym samym napastnikowi na tacy. Wystarczył jeden ruch i cios wyprowadzony na wysokości jego klatki piersiowej, by kloszard bezgłośnie upadł na asfalt kilka metrów ode mnie. Dopiero wtedy dostrzegłam, że posrebrzana rzecz, która przykuła moją uwagę a rozwścieczyła kloszarda, tkwiła wbita w jego ciało.
– Selene? Chryste, Selene…
– Gabriel? – Chciałam zapytać, ale zamiast tego z moich ust wydobył się jedynie pozbawiony emocji szept.
Ubrana na czarno postać, przykucnęła obok mnie, a następnie dotknęła mojej twarzy. I choć zmysł wzroku mnie zawodził, po samym tylko sposobie, w jaki jego palce przebiegły wzdłuż mojej szczęki, byłam w stanie poznać mojego wybawcę. Mimo ogólnego osłabienia moje ciało reagowało na samą tylko obecność Gabriela w ten sam nieprzyzwoity sposób.
Na kilka chwil musiał urwać mi się film, albowiem gdy otworzyłam oczy nie znajdowaliśmy się już na zewnątrz. Pierwszym, co ujrzałam, był konfesjonał. Zza mgły zaczęły wyłaniać się kolejne sakralne przedmioty, pozwalając mi tym samym stwierdzić, że Gabriel przetransportował mnie do kościoła.
– Selene, nie zasypiaj, słyszysz? Patrz na mnie – mamrotał pod nosem Henderson, szarpiąc się z zamknięciem szarej skrzyneczki. – Możesz mówić? Opowiedz mi, co się stało.
Bezradnie pokręciłam głową, albowiem nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Mimo iż ból stopniowo odpuszczał, oddając mi kontrolę nad poszczególnymi częściami ciała, wciąż nie posiadłam pełnej sprawności. Od pasa w górę nadal nie odzyskałam czucia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zasypiałam.
– Muszę zrobić ci zastrzyk – poinformował mnie, ponownie się nade mną pochylając. Pokazał na strzykawkę, którą trzymał w dłoni, a następnie obrócił lekko moją głowę, by odsłonić ranę na szyi. Wystarczyło, by dotknął zadanej mi przez kloszarda rany, by palący ból powrócił. – Cholera, zakażenie zaczęło się rozprzestrzeniać. Muszę to zatrzymać, zanim dojdzie do serca. Przejmę kontrolę nad sytuacją, ale ty nie możesz zasnąć, rozumiesz? Nie zasypiaj, Selene!
Spróbowałam ponownie skinąć głową, ale Gabriel chwycił mnie jedną dłonią za gardło i zmusił do sztywnego trzymania szyi. Drugą z jego rąk poczułam na dekolcie; rozciął bluzkę, którą miałam na sobie, odsłaniając dekolt. Przesunął palcem wzdłuż tętnicy, kierując się w stronę serca. Zatrzymał się kilka centymetrów nad lewą piersią, po czym zaczął coś recytować w języku, którego nie znałam. Już otworzyłam usta, by go o to zapytać, ale w tym samym momencie poczułam ukłucie. O ile sama procedura przebijania się igły przez skórę nie była bolesna, o tyle wtłaczanie płynu znajdującego się w strzykawce odczułam wyjątkowo dobitnie. Miałam wrażenie, że Gabriel usiłuje gasić ogień płonący w moich żyłach czymś równie palącym. Wrzasnęłam, mimo iż wiedziałam, że nazajutrz – o ile rzecz jasna przeżyję – będę srogo tego żałować. Sięgnęłam dłońmi w kierunku rany, chcąc wydrapać spod skóry wszystko to, co sprawiało mi ból, jednak Gabriel mi na to nie pozwolił. Zamknął mnie w objęciach i kołysał przez kilka następnych minut, cierpliwie czekając, aż się uspokoję. I choć niewątpliwie jego dotyk gwarantował mi ukojenie, ból powracał falami, raz po raz zalewając mnie wrażeniami z pogranicza jawy i snu.
– Już dobrze – szeptał swe upiorne kołysanki, głaszcząc mnie po mokrych od potu i łez włosach. – Jestem przy tobie, señorita. Oddychaj. Ból lada moment minie. Obiecuję. Wdech i wydech…
Załkałam żałośnie, czując, że to jedyna z reakcji, na jakie było mnie stać w tamtej chwili. Byłam obolała, przerażona i zagubiona, w dodatku ledwo wyszłam cało z batalii stoczonej z potworem stworzonym na podobieństwo wampira, a on oczekiwał, że jak gdyby nigdy nic będę się z nim bawić w ćwiczenia oddechowe? Wezmę wdech, potem zrobię wydech, a na koniec może jeszcze sobie zaklaszczę, żeby uczcić to, że otarłam się o śmierć?
– Serce wali ci jak szalone – wymamrotał, lekko się ode mnie odsuwając. Odgarnął mi włosy z twarzy, by uważniej móc mi się przyjrzeć. – Lepiej się czujesz? Jeżeli nadal odczuwasz pieczenie w miejscu ugryzienia, powiedz mi. W takim wypadku będziemy musieli powtórzyć zastrzyk.
W odpowiedzi jedynie pokręciłam głową. Czułam, jak wyczerpanie bierze górę nad moim ciałem i umysłem. Wiedziałam jednak doskonale, że nie zasnę, dopóki Gabriel nie wyjawi mi całej prawdy.
– Mogę obejrzeć ranę, señorita? – wyszeptał, ścierając kciukiem jedną z łez, która pozostała na moim policzku.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że kurczowo zaciskam dłoń na szyi w miejscu, w którym tego wieczoru kloszard zatopił swoje kły. Uczyniłam to zupełnie instynktownie. Za sprawą słów Gabriela ostrożnie odkleiłam rękę od zakrwawionej skóry, a następnie dodatkowo przechyliłam głowę, by ułatwić mu podgląd. Drżałam na całym ciele i tylko w połowie była to zasługa strachu i szlochu. W tamtej chwili nawet dłonie Gabriela – które delikatnie prześledziły trasę od ugryzienia do punktu, w którym została wbita igła – nie były w stanie przynieść mi ukojenia.
– Niesamowite – wymamrotał, raz po raz muskając mój dekolt. – Znamię powinno utrzymywać się do kilka dni, nawet tygodni. A w twoim wypadku niemalże całkowicie wyblakło.
– Znamię? – wychrypiałam, spoglądając na niego z przestrachem.
– Wyglądało mniej więcej tak – wyszeptał, ponownie dotykając palcem miejsca ugryzienia. – Stąd wychodziła najgrubsza linia, zgodnie z zarysem tętnicy, prowadząc niemalże do serca. Kończyła się w miejscu, w którym wbiłem igłę. Od niej z kolei rozchodziło się kilka cieńszych żyłek; sieć naczyń krwionośnych, które próbowały rozsiewać toksynę po całym twoim ciele. W twoim przypadku zdążyły już objąć ten obszar. – To powiedziawszy zakreślił na moim ciele okrąg zawierający w sobie lewą stronę szyi, ramię a także sporą część przedramienia. – Wyglądało to trochę tak jak ślad po uderzeniu pioruna, tyle że przybrało czerwono-pomarańczowy odcień.
Mimowolnie skinęłam głową, przyjmując to do wiadomości. Choć moją pierwszą reakcją była seria przekleństw, zdusiłam w sobie wiązankę, stawiając na bardziej dojrzałe podejście do sprawy.
Gabriel nic więcej nie powiedział, po prostu na mnie patrząc. Znałam go jednak wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że bije się z myślami, zastanawiając się zapewne, jak opowiedzieć mi o wszystkim, a przy tym nie przerazić mnie na śmierć. Celowo więc na niego nie naciskałam, nie chcąc, by powtórzyła się sytuacja sprzed kościoła, kiedy to zostawił mnie bez słowa, zwyczajnie zwiewając od odpowiedzialności.
Mijały sekundy, cisza między nami zaczęła się przeciągać. Ja walczyłam z narastającą sennością, a Gabriel raz po raz przesuwał palec po obszarze znamienia, jakby bojąc się, że coś przeoczył, a objawy lada chwila powrócą, atakując ze zdwojoną siłą. W naszym zachowaniu mimo wszystko wyczuwalne było napięcie. Dzisiejsze wydarzenia zbliżyły nas do siebie, ale jednocześnie poróżniły, jakkolwiek szalenie to nie brzmiało. Przepaść, która istniała od dnia, w którym się poznaliśmy, dwukrotnie zwiększyła swoje rozmiary. Powiedzenie, że byliśmy z dwóch różnych światów, idealnie oddawało naszą sytuację.
Ostrożnie, wciąż nie czując się najlepiej, nakryłam jego dłoń swoją. Wyczułam bowiem, że za jego nerwowym zachowaniem kryje się również coś jeszcze. Żadne z nas nie powiedziało tego głośno, a sam Gabriel nigdy by się do tego nie przyznał, ale czuł się winny zaistniałych wydarzeń – a przede wszystkim tego, że ledwo uszłam dziś z życiem.
– Nie mogłeś temu zapobiec – wyszeptałam, odwracając wzrok.
Czułam się bowiem źle z tym, że go broniłam. Wiedziałam, że moje zachowanie, choć z pozoru normalne i typowe, nie było odpowiednie. Niczym bita przez męża kobieta wynajdowałam mu wymówki, mimo iż doskonale wiedziałam, że nie doszłoby do tego, gdyby został ze mną i o wszystkim mi opowiedział.
Albo gdyby przynajmniej odwiózł mnie do domu.
– Na rany Chrystusa, Gabrielu, zejdź z tej biednej dziewczyny. A ty, aniele, zasłoń się. Jesteście w domu bożym!
Gabriel obejrzał się przez ramię, wyglądając przy tym na równie wytrąconego z równowagi co ja. Dopiero w chwili, w której ktoś zwrócił nam uwagę, zauważyliśmy, w jaki intymnej sytuacji się znajdowaliśmy. Ja, półleżąca na ławce z obnażonym torsem, i praktycznie siedzący na mnie okrakiem Gabriel, raz po raz muskający mój dekolt opuszkami palców. I to wszystko na oczach aniołów i świętych, a może nawet samego Boga.
Henderson wyprostował się, odsuwając ode mnie na bezpieczną odległość, a następnie zdjął kurtkę, którą narzucił na mnie niczym koc, pomagając mi tym samym zakryć to i owo.
– Selene została zaatakowana – wyjaśnił pośpiesznie, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. – Musiałem…
– Widzę, co zrobiłeś, nie jestem ślepy. Poza tym musiałem po tobie posprzątać – warknął ojciec Rafael, lekceważąco machając przy tym dłonią. – Mogłeś ją jednak zabrać do zakrystii, opatrzyć jakoś po ludzku... Czemu ja się jednak dziwię? Nie jestem w stanie wskazać choćby jednego dnia, w którym wykonałbyś coś tak, jak należy.
Gabriel zacisnął szczękę, upodabniając się przy tym do upartego nastolatka przyjmującego pouczenie od rozwścieczonego rodzica.
– Nie no, pewnie. Mogłem ją od razu odstawić do lekarza. Na pewno wiedziałby, jak poradzić sobie z ugryzieniem strzygi.
– Nie zachowuj się jak dziecko, Gabrielu – zbeształ go ponownie kapłan, sięgając po coś do kieszeni sutanny. – Tylko głupiec nie jest w stanie przyjąć słów mądrości.
Gabriel obrócił się plecami do ojca Rafaela i, jak przystało na dojrzałego mężczyznę, wymownie przewrócił oczami. Nic więcej jednak nie powiedział, z czego pleban zdawał się być wyjątkowo zadowolony. Przyglądanie się kłótni tych dwojga było zabawnym doświadczeniem, ale jednocześnie wyjątkowo kształcącym. Zaczęłam bowiem podejrzewać, że ojciec Rafael tak naprawdę tylko udawał niezadowolenie, w głębi duszy będąc dumnym z podopiecznego. Podświadomość podpowiadała mi bowiem, iż tych dwoje łączyła dość zażyła relacja.
– Weź to, aniele – zwrócił się do mnie, wyciągając przed siebie dłoń. – Sprawdzimy, czy już po wszystkim.
Niepewnie podałam księdzu rękę, uprzednio jednak posyłając pytające spojrzenie w kierunku Gabriela. Dopiero, gdy zyskałam jego potwierdzenie, skupiłam się bezpośrednio na postaci duchownego. Przedmiotem, który mi wręczył, okazał się być różaniec. Ledwo moje palce owinęły się wokół koralików, zarówno Gabriel jak i kapłan Rafael wbili we mnie zaciekawione spojrzenia. Dla lepszego efektu przełożyłam nawet różaniec z dłoni do dłoni, a następnie uniosłam je w górę, ukazując im ich wnętrza, aby udowodnić, że nic złego mnie nie spotkało. Pamiętając jak kloszard – a w zasadzie, idąc za tym, co udało mi się do tej pory usłyszeć, to strzyga – zareagował na przyniesiony przez Gabriela krucyfiks, podejrzewałam więc, że mężczyźni spodziewali się po mnie czegoś równie dramatycznego.
– Niesamowite – przyznał ojciec Rafael, spoglądając na Gabriela. – Ani grama demonicznej substancji w organizmie.
– Był młody, wyglądał, jakby dopiero wyczołgał się z grobu. Może to ja źle oceniłem sytuację, a on tylko ją drasnął…? – zastanawiał się głośno młodszy z mężczyzn, drapiąc się po brodzie.
Odchrząknęłam wymownie, przykuwając ich uwagę. Miałam dość tego, że traktowali mnie jak niepełnosprawną. Chciałam krzyczeć z bezradności, ale jednocześnie wiedziałam, że  w ten sposób niczego bym nie osiągnęła, dlatego też tłumiłam w sobie wszystkie negatywne reakcje.
– Och – westchnął Gabriel, momentalnie poważniejąc. – Ojcze Rafaelu, zostawisz nas? Muszę… Jestem winien Selene przeprosiny.
– I rozmowę – wtrąciłam, krzywiąc się.
Ojciec Rafael skinął głową, przyglądając mi się o kilkanaście sekund dłużej niż było to konieczne. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie chciał mnie dobijać po tym wszystkim, czego zdążyłam już doświadczyć.
– Wiesz, jakie są procedury – oznajmił jedynie, zwracając się do Gabriela.
Henderson zacisnął wargi, po czym krótko skinął głową. Jego reakcja pozwoliła mi stwierdzić, że nie jest zadowolony z obowiązujących zasad, ale miał świadomość tego, że musi się do nich dostosować.
Oboje patrzyliśmy, jak ojciec Rafael opuszcza kościół. Ledwo zamknęły się za nim drzwi prowadzące do zakrystii, Gabriel z westchnieniem opadł na ławkę obok mnie. Przyglądałam mu się przez kilka chwil, zastanawiając się, czy wypadało w obecnej sytuacji pytać go o jego samopoczucie. Niespełna pół minuty później to z jego ust padło to pytanie.
– Żartujesz sobie, prawda? – prychnęłam, krzyżując ramiona na piersi. – Nie no, czuję się fenomenalnie!
Gabriel odchrząknął, po czym zmienił pozycję.
– Selene…
– Ani mi się waż, Henderson. Nie mów, że to nie moja sprawa, że nie powinnam się mieszać i że sam się tym zajmiesz. A już tym bardziej nie waż się wmawiać mi, że to wszystko mi się jedynie przewidziało. Wpaja mi się, że zwariowałam, odkąd umarła Soleil. Ty jesteś prawdopodobnie jedyną osobą na tym popieprzonym świecie, która jest w stanie odeprzeć te zarzuty. Nie zmuszaj mnie więc do tego, bym cię znienawidziła.
Gabriel zamrugał, wyraźnie zaskoczony moimi ostrymi słowami. Choć wypowiedziane cicho, rozbrzmiały dobitnie w pustym, pogrążonym w półmroku kościele.
– Nie jesteś wariatką, Selene – wyznał w końcu, spuszczając głowę. Tego dnia wyjątkowo często wypadał w moich oczach na zagubionego i zmęczonego, mimo iż od naszego spotkania to on zdawał się być tym, który zawsze i wszędzie panuje nad sytuacją. – A ja powinienem był powiedzieć ci o wszystkim wcześniej, najlepiej od razu podczas pierwszego spotkania. Soleil też nie wiedziała, z czym mierzę się co noc i proszę, jak skończyła…
Zamarłam, przez kilka chwil nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie spodziewałam się tak śmiałego wyznania z jego strony. Słynął bowiem ze swojej skrytości.
– Myślisz, że za jej śmiercią stoi coś… nadnaturalnego? – wyszeptałam wstrząśnięta.
Gabriel parsknął gorzko. Potwierdził tym samym, że brał podobny scenariusz pod uwagę.
– Nie mam przyjaciół, señorita. Ale mam za to mnóstwo wrogów – mniej lub bardziej ważnych w demonicznej społeczności. Rodziny ofiar, które zabiłem, ich przyjaciele, stwórcy… Lista osób, którym zależy na mojej śmierci, prawdopodobnie nie ma końca. A zabicie mojej ukochanej byłoby niewątpliwie odzwierciedleniem zemsty idealnej. – Gabriel zamilkł na chwilę, wyraźnie dotknięty tą perspektywą. – Nasz związek był tajny, ale jeśli się wie, czego się szuka, nie tak trudno to odnaleźć. Więc tak, Selene – westchnął, spoglądając na mnie. – Podejrzewam, że zamieszane w to wszystko były siły nadnaturalne. Ba, jeśli okaże się, ze to jakiś przypadkowy psychopata, będę nawet nie tyle zaskoczony, co ostro wkurzony.
Powoli skinęłam głową, oswajając się z tą wizją.
– Widziałam ciało przed pogrzebem – wyszeptałam. – Czy nie zauważyłabym czegoś dziwnego? Na przykład znamienia jak to, które sama nabyłam?
Gabriel westchnął. Odpowiedź stała się dla mnie oczywista już po samym sposobie, w jaki zwiesił ramiona.
– Znaki mogły być ukryte. Ktoś mógł wykończyć ją z pomocą parapsychicznych zdolności, by nie pozostawić śladów… a później sfingować samobójstwo.
Aż się wzdrygnęłam, przerażona taką perspektywą. Nagle okazało się, że zupełnie nie znałam świata, w którym żyłam i zasad, jakie w nim panowały.
– Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem – wyznał nagle Gabriel, lekko przechylając głowę. Na jego ustach zamajaczył nawet cień uśmiechu, co w naszym obecnym położeniu wyglądało nieco karykaturalnie, ale jednocześnie sprawiło, że coś ciepłego rozlało mi się w piersi, niosąc ukojenie. – Przyjmujesz to wszystko z takim spokojem… Coś niesamowitego.
Mimowolnie dotknęłam dłonią miejsca ugryzienia i potarłam je. Echo bólu, którego doświadczyłam, niknęło w najgłębszych odmętach mojej podświadomości. Mimo wszystko coś wciąż nie dawało mi spokoju.
Kloszard nie od razu wydał mi się niepokojący. Nawet w chwili, w której niepostrzeżenie znalazł się tuż za mną, a następnie mnie zaatakował, nie odczuwałam strachu. Jasne, byłam zmieszana, ale temu uczuciu daleko było do prawdziwego przerażenia. Mimo obrzydzenia odczuwałam też coś na kształt… zaciekawienia. To, jak się ruszał, jak wyglądał, jak się zachowywał – to wszystko wydawało mi się na swój sposób znajome. Choć trwało to zaledwie chwile, zupełnie tak, jak w przypadku pierwszego spotkania z Gabrielem, odczułam chwilowe déjà vu. Wrażenie to było jednak na tyle silne, by powrócić do mnie w formie wspomnienia.
– Wydaje mi się, że na swój sposób wiedziałam o istnieniu bytów nadnaturalnych – wyznałam. – Nie pytaj skąd – dorzuciłam od razu, widząc, że otwiera usta. – Zaznaczę tylko, że jestem więcej niż pewna, że nigdy wcześniej nie widziałam strzygi. I, cholera, to zabrzmi szalenie, ale istnienie tego drugiego, mrocznego świata wydaje mi się na swój sposób… naturalne.
W odpowiedzi Gabriel jedynie westchnął. On, podobnie jak ja, był zawiedziony brakiem jakichkolwiek sensownych odpowiedzi.
– Wiesz, że nie odpuszczę ci tej rozmowy prawda? – wyszeptałam, podpierając głowę na dłoni. Byłam wyczerpana jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. – Mam mnóstwo pytań.
Gabriel skinął głową po chwili namysłu. Wstał z miejsca, a następnie wyciągnął dłoń, oferując swoją pomoc. Pozwoliłam, by mnie objął, a nawet poprawnie założył i zapiął kurtkę, którą mi ofiarował, albowiem ja sama zamotałam się podczas wykonywania tej z pozoru prostej czynności. Choć paraliż już odpuścił, moje kończyny wciąż zdawały się nie należeć do końca do mnie. Ruchy przychodziły mi z opóźnieniem, przez co stawianie stóp krok za krokiem zdawało się być czynnością na miarę dyscypliny olimpijskiej.
Gdy z pomocą Gabriela udało mi się opuścić kościół, rzeczywistość mimowolnie uderzyła mnie w twarz. Spotkanie z psychologiem, na które nie dotarłam, mama, która z pewnością umierała z niepokoju... Musiałam wymyślić tak wiele wymówek! I to w imię czego? A w zasadzie – kogo? Faceta, z którym łączyła mnie relacja, której nie potrafiłam nazwać. Faceta, który zabijał demony, ratował panny w opałach, śnił mi się po nocach, wprawiał mnie w stany, o których wstydziłam się mówić głośno, a na domiar wszystkiego sypiał z moją tragicznie zmarłą siostrą.
Ot zwykła kartka z pamiętnika Selene Ivelle Harding, w razie gdyby ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości.
Kiedy wsiadłam do auta Gabriela, mój wzrok padł na krucyfiks tkwiący w uchwycie na gorące napoje. Mimowolnie przed oczami stanął mi obraz powalonej strzygi, z której piersi sterczał wbity krzyż. Kiedy o tym myślałam, w mojej głowie echem poniosły się jej wrzaski, wskutek czego aż się wzdrygnęłam.
– Jest wykonany ze srebra z domieszką kilku innych metali szlachetnych, takich jak złoto, platyna, tytan czy cyna. Wszystko po to, by trwały, ale i uniwersalny. Do niedawna musieliśmy używać różnych ostrzy na różne demony, a to nieco komplikowało sprawy – wyjaśnił Gabriel, zauważając, że zdegustowana spoglądam na krucyfiks. Sięgnął po narzędzie i wskazał na umieszczony pomiędzy ramionami kamień. Mimo półmroku panującego w aucie dało się zauważyć jego czerwonawą barwę. – Kiedy to przekręcisz, otrzymujesz broń – szepnął, a następnie zademonstrował mi to. W chwili w której przesunął kamyk, najprawdopodobniej rubin, dolna część krucyfiksu nieznacznie się wydłużyła i nabrała ostrego, lekko spiczastego kształtu. – Zwykły sztylet nie byłby wystarczający w przypadku demonów. Z kolei samym krzyżem ciężej kogoś zabić. Jest to możliwe, ale wymaga znacznie więcej siły. Łączymy więc tradycję z nowoczesnością. No i w razie zatrzymania nie musimy się tłumaczyć z niepokojącej ilości białej broni przy sobie. Krzyży nikt się nie czepia.
Ostatnia uwaga miała na celu rozładowanie napięcia, ale byłam tak przytłoczona nowymi informacjami, że nie zdołałam się uśmiechnąć. Wpatrywałam się w Gabriela, zdumiona tym, jak sprytnie ukrywał to wszystko przed światem zewnętrznym. Sprawiał wrażenie specyficznej osoby, ale myślałam, że brało się to tylko i wyłącznie z jego charakteru i osobistych przeżyć, a nie stylu życia.
– Najchętniej zarwałbym noc na to, by o wszystkim ci opowiedzieć – przyznał, łapiąc mnie za rękę. Z początku myślałam, że uczynił to w pokrzepiającym geście, jednak kiedy jego palce przesunęły się na mój nadgarstek, zrozumiałam, że chciał po prostu zbadać mój puls. – Ale, tak jak podejrzewałem, masz zbyt wysokie ciśnienie na tego rodzaju rewelacje. Dość już dziś wycierpiałaś, nie uważasz? Powinnaś odpocząć.
Pokręciłam głową tak szybko, że aż świat wokół mnie na moment zawirował.
– Nie ma opcji. Musisz mi o tym opowiedzieć. Nie możesz mnie tak z tym zostawić!
Jego spojrzenie zmiękło.
– Nic ci nie grozi, Selene.
Pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że się mylił. Zarówno w kwestii mojego bezpieczeństwa jak i motywów, które przeze mnie przemawiały. Nie bałam się tego, co czyhało na mnie w ciemności (a przynajmniej nie bardziej, niż dotychczas). W całej tej sytuacji upatrzyłam swoją szansę na poznanie odpowiedzi, które dotychczas mi umykały. Śmierć Selene, nawiedzający mnie co noc paraliż, dziwna więź wiążąca mnie z Gabrielem… Czułam, że w końcu znalazłam szczegół, który łączył wszystkie te wątki. Nie mogłam tak po prostu tego porzucić i pójść spać. Zbyt dużo dziwnych rzeczy spotkało mnie w ciągu kilkunastu ostatnich tygodni, przez co nie była w stanie tak po prostu uzbroić się w cierpliwość.
– Ty nie rozumiesz… – wyszeptałam, załamana kręcąc głową. – To jest trop, na który czekałam. W końcu wszystko nabierze sensu. Zachowanie Sol, moje… przypadłości – dodałam, w ostatniej chwili gryząc się w język.
– A co jeśli to niczego nie rozwiąże? – zapytał przebiegle, odsuwając się ode mnie. Tym razem jego wzrok pozostał nieprzenikniony. – Ta wiedza może tylko zniszczyć ci życie.
Nieomal prychnęłam. Zamiast tego jedynie w bezradnym geście rozłożyłam drżące ramiona.
– Mojemu życiu już od dawna wiele brakuje do doskonałości.
Gabriel westchnął, zaciskając dłoń na kierownicy. Wciąż staliśmy na przykościelnym parkingu, w jego najbardziej zacienionej części. W obecności mężczyzny nie musiałam się jednak martwić ponownym atakiem. Miałam znacznie istotniejsze problemy na głowie – w tym psychiatra, którego wystawiłam, porzucone pod uczelnią auto czy mama, która najprawdopodobniej umierała ze strachu o mnie. Starałam się jednak odpychać od siebie wszystkie te przyziemne zmartwienia.
Nie wiedzieć czemu, przypomniały mi się słowa ojca Rafaela, które wypowiedział pod adresem Gabriela na chwilę przed tym, nim nas zostawił. Wspomniał wówczas o procedurach, na wieść o których Henderson cały się zjeżył. Wówczas zrozumiałam, że za jego niepewną postawą kryły się również inne motywy. Chciał chronić mnie, ale musiał też pamiętać o własnym bezpieczeństwie.
– Ty nie możesz mi powiedzieć – wyszeptałam, chcąc uzyskać potwierdzenie dla tej tezy. – Chronią cię jakieś… procedury.
Gabriel skinął głową, nie ponosząc na mnie wzroku. Wpatrywał się w kokpit przed sobą, jakby z nadzieją, że odnajdzie tam odpowiedzi na wszystkie swoje zmartwienia.
– Ja… cóż, należę do pewnego rodzaju organizacji, jak to sprytnie założyłaś. Pierwsza i najważniejsza zasada zabrania opowiadania innym o tym, czym się zajmujemy.
Poczułam, jak opuszcza mnie cała nadzieja. Wraz z narastającym znużeniem pojawiła się panika. Poczułam się pokonana.
– Nie ma żadnych ustępstw od tej zasady? W żaden sposób nie da się obejść tego cholernego zakazu?
Gabriel się uśmiechnął. Nie było jednak w tym geście niczego sympatycznego.
– Musiałabyś być moją matką, siostrą albo żoną, a na nic takiego się nie zanosi.
W aucie zapadła grobowa cisza. Nigdy bym się do tego nie przyznała, ale to, że ta łatwo mnie przekreślił, zabolało mnie mocniej niż fakt, że właśnie utraciłam szansę na poznanie odpowiedzi na najbardziej nurtujące mnie pytania.
Gabriel w milczeniu odpalił samochód i wycofał go z parkingu. Dalsza trasa upłynęła nam w całkowitej ciszy. Nauczony doświadczeniem Gabriel już nie prowokował mnie do kłótni swoją brawurową jazdą. Jak na przykładnego kierowcę przystało nie zmieniał pasa bez ostrzeżenia, sygnalizował wszystkie skręty a także przez większość czasu trzymał obie dłonie na kierownicy. I choć spokojnie mogłabym wykorzystać ten czas na zadawanie dręczących mnie pytań, wolałam przyglądać mu się w milczeniu. Było bowiem coś kojącego w metodyczności jego kolejnych ruchów. A jeśli istniało coś, czego potrzebowałam po doświadczeniach dzisiejszego dnia, był to właśnie spokój. Bo o ile fizycznie nie przejawiałam objawów zdenerwowania, o tyle wewnątrz panikowałam niczym mała dziewczynka. Strzygi, wampiry, demony… A pośród tego wszystkiego on – człowiek o wielu twarzach, mącący mi w głowie i w sercu, potrafiący bez mrugnięcia okiem zaprowadzić piekielne nasienie tam, skąd przyszło.
A ja głupia martwiłam się powracającym co noc koszmarem…
– Nie mów nikomu o tym, co widziałaś, dobrze?
Zamrugałam powoli, wybudzając się z odrętwienia. Gabriel nie patrzył prosto na mnie, skupiając się na drodze, ale po sposobie, w jaki zaciskał dłonie na kierownicy domyśliłam się, że mówienie o tym nie przychodzi mu łatwo.
– Nieźle dziś oberwałam, ale nie jestem kretynką.
– Boże – mruknął Gabriel bardziej do siebie niż do mnie. – Moje życie nie było bajką, ale odkąd pojawiłaś się w nim ty i Soleil…
Nie odpowiedziałam, gdyż to nie było pytanie, ale czułam dokładnie to samo w stosunku do jego osoby. Wystarczyło, byśmy spędzili ze sobą kilka godzin, bym została zaatakowana, dowiedziała się o istnieniu drugiego świata, prawie umarła i została przywrócona do życia.
Gabriel zgasił auto kilka metrów od mojego podjazdu. Przyłapałam się na tym, że z nerwów zaczęłam głaskać przez materiał kurtki ranę na szyi. Opuściłam szybko dłoń, jednak Gabriel zdążył to zauważyć. Byłam to w stanie wywnioskować po sposobie, w jaki na mnie patrzył – pusto i z poczuciem winy. Chciałam to jakoś skomentować, wyprowadzić go z błędnego myślenia, ale dotarło do mnie, że wówczas musiałabym skłamać. Czy tego chciałam czy nie, winiłam go bowiem za wszystko – nie tylko za dzisiejszy wieczór, ale również noc, w której zginęła Soleil. Jeśli okaże się, że to rzeczywiście jakiś nadnaturalny wróg Gabriela zabił moją siostrę…
– Jest jeden sposób na obejście reguły – westchnął nagle, przerywając moje rozmyślania. – Istnieje grupa osób, których nie obowiązują podobne zasady. Gdyby to oni ci o tym opowiedzieli, nikt nie posądziłby mnie o niesubordynację.
Nie brzmiał na przekonanego, co świadczyło o tym, że nadal stąpałby po cienkim lodzie. Samo to, że był gotowy się dla mnie tak poświęcić, sprawiło, że zapomniałam o tym, co wypowiedział przed kościołem i na nowo rozbudziło we mnie nadzieję.
Wstrzymałam oddech, kiedy Henderson bez ostrzeżenia pochylił się w moim kierunku. Zamiast jednak ku mnie, sięgnął ku skrytce w kokpicie. Wyciągnął z niej piersiówkę. Mimowolnie uśmiechnęłam się, kiedy mi ją podał. Ta niepozorna buteleczka towarzyszyła nam właściwie podczas wszystkich naszych spotkań, symbolizując ukojenie w bólu, od którego nie potrafiliśmy się opędzić.
Gabriel delikatnym ruchem nadgarstka zamieszał płyn znajdujący się wewnątrz piersiówki, nie spuszczając ze mnie wzroku. Mimo zmęczenia dostrzegłam niepewność malującą się w jego spojrzeniu.
– Weź łyka – polecił. – Albo nawet dwa. Łatwiej będzie ci zasnąć.
Wywróciłam oczami, nie wierząc w magiczne działanie rumu, ale mimo wszystko dostosowałam się do rozkazu. W porównaniu ze wszystkim tym, czego dziś doświadczyłam, palące poczucie w przełyku po przełknięciu sporej dawki alkoholu zdawało się być niemalże przyjemne.
– Zabierzesz mnie do nich jeszcze dziś? – zagadnęłam z nadzieją.
Gabriel pokręcił głową ku mojemu wyraźnemu niezadowoleniu.
– Muszę najpierw znaleźć jakiegoś sojusznika i przekonać go do takiego przekrętu. Obiecuję jednak, że uporam się z tym do rana. Nie dalej jak jutro będziesz o wszystkim wiedziała.
Zacisnęłam wargi, niczym zirytowane dziecko, któremu odebrano lizaka. Wiedziałam, że to nieodpowiednie z mojej strony, ale nie potrafiłam inaczej. Doceniałam to, że Gabriel się dla mnie narażał, ale jednocześnie byłam niezadowolona z tego, że znów mnie od siebie odpychał. Ponadto nie chciałam zostawać sama. Gabriel był gwarantem bezpieczeństwa, a nie mogłam tego powiedzieć o moich rodzicach. Mimo iż bardzo ich kochałam, w kwestii demonów i ich mordowania byli raczej bezużyteczni.
– Dasz sobie radę – dorzucił, bezbłędnie odczytując moje obawy. – Osobiście będę patrolował ten teren przez resztę wieczoru.
Odetchnęłam bezgłośnie, po czym sięgnęłam ku klamce. Zanim wysiadłam raz jeszcze się na niego obejrzałam.
– Dziękuję – westchnęłam. – Ja… Widzę, ile to wszystko cię kosztuje.
Gabriel tylko krótko skinął głową. W normalnych warunkach uznałabym, że usiłuje mnie w ten sposób spławić, ale znałam go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że jest szczerze poruszony moimi podziękowaniami.
Ostrożnie otworzyłam drzwi a następnie wysiadłam, zaciągając się nocnym powietrzem. Zakręciło mi się w głowie, ale zganiłam to na osłabienie. Przytrzymałam się dachu auta i odetchnęłam kilka razy, usiłując zwalczyć zawroty. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej dojść do siebie. Nie mogłam dopuścić do sytuacji, w której Gabriel odprowadziłby mnie pod same drzwi. Przeczuwałam bowiem, że rodzice jeszcze nie spali, oczekując powrotu ich jedynej córki.
Chciałam schylić się i pożegnać, ale żadne ze znanych mi słów zdawało się nie pasować do sytuacji. Zamiast tego po prostu zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w kierunku domu. Kiedy dotknęłam dłonią klamki, Gabriel odpalił auto. Nie odjechał jednak od razu, czekając zapewne, aż wejdę do środka. Dopiero gdy obróciłam się, by na niego spojrzeć, wrzucił wsteczny i zaczął wytaczać auto z podjazdu. W chwili, w której Camaro zniknęło z zasięgu mojego wzroku, drzwi do domu otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła mama. Tak, jak się spodziewałam, nie spała. Założyła ramiona na piersi, oczekując moich tłumaczeń, których z tego wszystkiego nie zdążyłam sobie przygotowań.





Dziś długo #sorrynotsorry ale nie chciałam tego rozdzielać. To, jakby nie patrzeć, dość przełomowy rozdział. Fajnie że przypadł akurat na pierwszą dyszkę. Zupełnie tego nie planowałam, a tu proszę.
W gwoli ciekawostki napomknę, że pomysł na ten rozdział powstał, gdy Camilla (widoczna na gifie) wypuściła teledysk do Shameless. A było to dokładnie 5 września 2k19. Trochę mi zeszło z realizacją, ale z ostatecznego wyglądu tej notki jestem nawet zadowolona, także nie ma tego złego.
Dziękuję raz jeszcze wszystkim tym, którzy cierpliwie czekali.
Ściskam,
K.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz