Przez
zdecydowanie zbyt długą chwilę trwałam w kompletnym bezruchu, mając nadzieję,
że to przeklęte pytanie nie padło z jego ust. Tych kilka słów zmieniłoby
wszystko. Dowiodłoby, że kompletnie nie znałam własnej siostry bliźniaczki, ani
ludzi, z którymi się spotykała. Soleil, którą znałam, nie chadzała nocą po
kościołach i nie poznawała w nich tajemniczych przystojniaków.
A nawet
gdyby tak robiła, opowiedziałaby mi o tym.
Nieznajomy –
a właściwie to Gabriel, jak prawdopodobnie bezbłędnie określiła moja
podświadomość – zdawał się być równie mocno zdruzgotany najnowszym odkryciem.
Wyciągnął dłoń, chcąc zapewne dotknąć mojej twarzy, ale cofnęłam się o kilka
kroków, stając centralnie pod gniewnym aniołem z witrażu. Dotknęłam dłońmi
zimnego, chropowatego szkła, walcząc z rozszalałym tętnem. Od nadmiaru wrażeń
wciąż kręciło mi się w głowie, a kocie spojrzenie Gabriela, utkwione we mnie
niczym w ósmym cudzie świata, nie pomagało mi dojść do siebie.
– Soleil. –
wychrypiał ponownie, wykonując ostrożny krok w moją stronę. – Kochanie.
– Ja nie… –
Zacisnęłam powieki, klnąc gardłowo pod nosem. – Soleil nie żyje.
Gabriel
zamarł. Jak na zawołanie przestał pokonywać dzielącą nas odległość. Rozpostarte
ramiona, którymi najprawdopodobniej pragnął mnie objąć, bezradnie opuścił wzdłuż
tułowia. Wciąż się we mnie wpatrywał, ale już ze znacznie mniejszym
zaangażowaniem, zupełnie jakby ta wypowiedziana szeptem informacja zamordowała
resztki człowieczeństwa w jego ciele.
– Więc kim
ty jesteś? Czemu wyglądasz zupełnie tak, jak ona? I skąd, do jasnej cholery,
znasz moje imię?
Zamrugałam,
próbując oswoić się z lawiną pytań, która padła z jego ust. Choć z pozoru
łatwe, przysporzyły mi sporo trudności. Mimo całkowitego skupienia byłam w
stanie udzielić odpowiedzi tylko na dwa pierwsze.
– Jestem
Selene, bliźniaczka Soleil.
– To
tłumaczy podobieństwo – przyznał po chwili, mimo wszystko niezbyt pewnym tonem.
– Ale nie to, że moja tożsamość nie jest ci obca.
Coś w jego
postawie się zmieniło. Błagalny ton przybrał wyraz naglącego, wręcz
zirytowanego, zupełnie jakbym była mu coś winna, a on próbował to ode mnie
wyciągnąć. W rzeczywistości to ja powinnam była czynić mu wyrzuty. Stał naprzeciwko
mnie, mieszał mi w głowie, nazywał imieniem zmarłej siostry i zdawał się
wiedzieć na jej temat znacznie więcej niż ja. To ja zasługiwałam na szersze
wyjaśnienia.
Nie zważając
na brud i kurz, usiadłam na podłodze. Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam
je ramionami, za wszelką cenę próbując otrząsnąć się z tego dziwnego letargu, w
którym się znalazłam. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi ze
strachu. Obawa przed nieznajomym, jego intencjami względem mnie i mojej
bliźniaczki, a także przed tym, co ich łączyło, niezmiennie pozbawiała mnie
tchu. Doszło do tego, że przestałam kontrolować własne kończyny, które
strukturalnie zdawały się być bliższe galarecie niż mnie.
– Selene. –
Moje imię zabrzmiało gorzko i oschle w jego ustach. Między tym, jak wypowiadał
imię mojej bliźniaczki a moje, była ogromna przepaść. – Musimy ustalić, co tu
jest grane. Nie rozsypuj mi się teraz!
Ukryłam
twarz w drżących dłoniach, usiłując się nie rozpłakać. Świat, który dotychczas
znałam, runął w gruzach, odsłaniając przede mną obce i nieznane. Wokół śmierci
mojej siostry wciąż narastały tajemnice, z którymi nie potrafiłam już sobie
radzić, gdyż ledwo dawałam sobie radę z samotną rzeczywistością. Jak niby
miałam stawić czoła temu? Problemów przybywało zamiast ubywać. Na domiar
wszystkiego osoba, którą uważałam za swoją bratnią duszę, dołożyła do tego
wszystkiego cegiełkę, ukrywając przede mną najistotniejsze fakty.
– Selene. –
Tym razem wypowiedział moje imię nieco łagodniej. – Masz, spróbuj. Pomoże ci
się uspokoić.
Ostrożnie
podniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Zniżył się do mojego poziomu, ale
zachowywał należny dystans. Nie uśmiechał się już, a jego spojrzenie wciąż
pozostawało nieprzeniknione. Wyciągał w moją stronę posrebrzaną piersiówkę, na
której wygrawerowana była pierwsza litera jego imienia.
Gabriel Hunter Henderson.
Nie miałam
pojęcia skąd wiedziałam, jak się nazywa, ale ta myśl mimowolnie pojawiła się w
mojej głowie, kiedy spojrzałam na bogato zdobione G na piersiówce.
– Co… co
jest w środku? – wychrypiałam. Postanowiłam nie zdradzać, że wiedziałam więcej,
niż przypuszczał, dopóki nie będzie mi dane rozgryźć, w jaki sposób posiadłam
tę wiedzę.
– Rum.
Pokręciłam
głową, odmawiając. Mimo to Gabriel i tak nie odsunął ode mnie piersiówki.
– Prowadzę –
wyjaśniłam, mając nadzieję, że ten argument go przekona.
Mężczyzna
przewrócił oczami, zupełnie jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
– Nie każę
ci jej osuszyć. Po prostu weź łyka, señorita.
Raz jeszcze
spojrzałam na buteleczkę, a następnie na jej właściciela. Nie mając nic do
stracenia, przechwyciłam piersiówkę i pociągnęłam solidny łyk gorzkiego trunku.
Aż się wzdrygnęłam, kiedy ciecz spłynęła w dół mojego przełyku, po drodze
wypalając mi gardło. Musiałam jednak przyznać, że odrobina alkoholu
wystarczyła, by serce przestało tak szaleńczo kołatać mi się w piersi. Uczucie
niepokoju jednak wciąż mi towarzyszyło, dodatkowo potęgowane przez niewiedzę.
Pytania kotłowały się w mojej głowie, oczekując odpowiedzi, które mogły nigdy
nie nadejść.
– Lepiej? –
zapytał Gabriel, przejmując ode mnie piersiówkę.
Ograniczyłam
się do krótkiego skinięcia głową, gdyż wciąż nie ufałam swoim strunom głosowym.
Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała coś powiedzieć, by wydobyć od
Gabriela informacje na temat jego relacji z Soleil, ale w tamtej chwili nie
byłam na to gotowa.
Ostatnie
miesiące był dla mnie niczym zły sen, do którego wrzucono mnie gwałtownie i bez
ostrzeżenia, ale dzisiejsze wydarzenia biły wcześniejsze niedogodności na
głowę. Gdyby ktoś powiedział mi, że zwykłe wyjście do kościoła przyniesie mi
tyle nerwów i stresu, z miejsca zostałabym ateistką. O ile kwestię tożsamości
nieznajomego można by było jakoś wyjaśnić, o tyle nie mogłam zaprzeczać reakcji
swojego ciała na jego widok. Chociaż go nie znałam, moje serce zabiło szybciej,
wzbierają nieznanym ciepłem, a nogi i ręce zatrzęsły w wyniku skrywanego
pożądania. Jedno spojrzenie w jego jadeitowe oczy sprawiło, że poczułam się
tak, jakbym po latach samotnej tułaczki w końcu wróciła do domu.
Co tu się działo, do cholery…?
Powrót na
studia miał mi pomóc w wychodzeniu z żałoby. W Clearwater chciałam zapomnieć o
zmartwieniach i ruszyć dalej – a przynajmniej spróbować. Jak na razie jednak z miejscem
tym wiązały się jedynie łzy, tajemnice i masa cierpienia, od którego nie było
ucieczki. Nie tak zapamiętałam to miejsce, kiedy opuszczałam je kilkanaście
miesięcy temu.
– Soleil
nigdy nie wspomniała mi o tym, że ma siostrę, w dodatku bliźniaczkę –
wyszeptał, przerywając ciszę.
– Jak długo
ją znałeś?
Kiedy
wspominał jej imię, jego spojrzenie jaśniało. Lecz wystarczyło, by ponownie
przeniósł wzrok na mnie, by ten blask gwałtownie przygasł. To skłaniało mnie do
refleksji, iż czekała nas długa i wyboista droga do zaakceptowania siebie
nawzajem. Samo to, że nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu, ale odgrywaliśmy
istotne role w życiu Soleil, mogło albo nas zniszczyć, albo doprowadzić do
czegoś pięknego.
– Niespełna
pół roku, ale mógłbym przysiąc, że znaliśmy się od zawsze. Soleil była… Po
prostu była – westchnął. – A wtedy wszystko zdawało się być piękniejsze i
łatwiejsze. Ale pewne nie muszę ci o tym mówić, w końcu znałaś ją jeszcze
dłużej niż ja.
– Była
niesamowita – przyznałam, czując narastające pod powiekami pieczenie. – Bez
niej nic już nigdy nie będzie takie samo. Ja nigdy nie będę taka sama – dodałam
znacznie ciszej, bezradnie zwieszając ramiona.
Gabriel
usiadł na podłodze naprzeciwko mnie i pociągnął łyk z piersiówki. Potrząsnął
stalową buteleczką, sprawdzając, ile płynu w niej zostało, po czym wsunął ją
ponownie do wewnętrznej kieszeni wyblakłej, w kilku miejscach rozdartej
dżinsowej kurtki. Z tego samego miejsca wyciągnął również paczkę papierosów.
Zaoferował mi jednego, ale kiedy odmówiłam, podpalił własnego.
I może
zachowywałam się jak psychopatka, ale coś w sposobie, w jaki jego usta
obejmowały filtr, sprawiało, że miękły mi nogi. Cokolwiek mną kierowało, nie
miałam nad tym żadnej, choćby najmniejszej kontroli.
– Soleil ci
o mnie wspominała? Myślałem, że nie chciała tego robić, ale skoro znasz moje
imię…
– Nie wydaje
mi się, by o tobie opowiadała – wyznałam na bezdechu, próbując za wszelką cenę
odwieść swoje myśli od jego wyglądu. – Na pewno nie zrobiła tego świadomie.
Możliwe jednak, że gdzieś coś usłyszałam, albo… Nie wiem, jak to inaczej
wyjaśnić, oszczędzając nam obojgu wariackiego bełkotu na temat parapsychicznej
więzi łączącej bliźnięta. Kiedy jednak
na ciebie patrzę, czuję, jakbym znała cię od wieków. – Zaśmiałam się z
zażenowaniem. W momencie, w którym te słowa padły z mych ust, natychmiast ich
pożałowałam. – Przepraszam. Ja po prostu… To takie dziwne. Nie rozumiem, co się
dzieje.
Było w nim coś,
co przykuwało uwagę. Nie byłam jednak w stanie skonkretyzować, o który element
jego ciała chodziło. Gabriel był bowiem mężczyzną, za którym nie tylko kobiety
obracały głowy, kiedy je mijał. Miał w sobie coś charyzmatycznego i
magnetyzującego, coś... wręcz odurzającego. Ciemne włosy, blada cera, wysokie
kości policzkowe, muśnięte cieniem dwudniowego zarostu policzki i papieros
wsunięty między połówki kształtnych, choć lekko spierzchniętych ust – niczym
przystało na podręcznikowy przykład drania. Faceci tacy jak on zostali
stworzeni przez samego diabła do łamania kobiecych serc. A już szczególnie
pociągająco prezentował się w tym świetle. Nie mogłam wyzbyć się złudzenia
jakoby mrok przenikał przez niego, rozmywając kanty i co ostrzejsze krawędzie
jego ciała.
Był piękny, tak
po prostu. Nie zwyczajnie przystojny, lecz właśnie piękny – niczym posąg wyrzeźbiony
przez samego boga sztuki. Nim go poznałam, pojęcie to kojarzyło mi się jedynie
z pychą i egoizmem, zaś sama estetyka była dla mnie pojęciem względnym. Nie
rozumiałam zachwytu Soleil nad urodą wielbionych przez nią aktorów. Dotąd
bowiem nie poznałam człowieka, który byłby w stanie dosięgnąć mojej idei
piękna. Dotychczas zaliczała się do niej literatura, sztuka, obrazy.
A teraz również
on.
– Też mam to
dziwne uczucie déjà vu, ale to bardziej zasługa twojego niesamowitego
podobieństwa do Soleil – zauważył Gabriel, kończąc wypalać papierosa. Wygasił
peta o podłogę i wrzucił go pod organy. Pewnie gdybym nie była tak zaskoczona
najnowszymi odkryciami, zbeształabym go za to. – Ale ty dosłownie znałaś moje
imię. To jest więcej niż podejrzane.
– Musiałam
je gdzieś zasłyszeć – wymamrotałam, z każdą kolejną sekundą czując się coraz
bardziej przytłoczona. Przerażały mnie własne myśli.
Gabriel w
milczeniu pokiwał głową. Mimo ciemności byłam w stanie zauważyć, że wcale nie
przekonałam go do swojej teorii. Cokolwiek wiedział na temat Soleil czy mnie, a
nawet otaczającego nas świata, wiedział więcej. I nie zamierzał dobrowolnie
podzielić się ze mną tymi informacjami.
– Byliście
razem? – zapytałam nagle doznając zaskakującego olśnienia. – Ty i Sol?
Gabriel nie
odpowiedział. Po sposobie, w jaki zacisnął usta, byłam jednak w stanie sama
sformułować odpowiedź. Odpowiedź, która absolutnie nie przypadła mi do gustu.
Bo skoro
Gabriel znał moją siostrę pięć miesięcy… musiał zacząć się z nią spotykać
jeszcze wtedy, kiedy ta formalnie była w związku z Aaronem. Soleil miała swoje
na sumieniu, ale gardziła dziewczynami, które zdradzały swoich facetów. Nie
sądziłam więc, by była zdolna do zrobienia Aronii takiego świństwa. Ale, jakby
spojrzeć na to z drugiej strony, nie widziałam jej też podczas nocnych schadzek
w kościele z nieznajomymi, mrocznymi i starszymi od niej facetami, a oto byłam
na spotkaniu z jednym z nich…
Kim była Soleil Roselen Harding,
jeśli nie osobą, za którą ja ją miałam?
–
Skrzywdziłeś ją. – Chciałam wyartykułować to jak pytanie, ale ostatecznie
zabrzmiało jak oschły i imienny zarzut. – Dlatego popełniła samobójstwo?
– Samobójstwo?
– powtórzył. – Tak stwierdziła policja?
– A uważasz,
że było inaczej? – odbiłam pałeczkę. Intrygował mnie, ale jednocześnie nie
potrafiłam mu zaufać, więc nie chciałam zdradzić zbyt wielu szczegółów
przedwcześnie. Postawiłam na drobne kłamstwo, aby w ten sposób wybadać, ile on
tak naprawdę wiedział, i jak wiele chciał mi wyjawić.
Przez kilka
chwil nawzajem gromiliśmy się spojrzeniami, próbując dowieść, które z nas
zasłużyło na zwycięstwo. Ostatecznie to Gabriel się poddał i wbił wzrok w podłogę.
– Ty mi
powiedz, Selene. Znałaś ją jak samą siebie. Czy Soleil miała powód, by popełnić
samobójstwo?
Automatycznie
pokręciłam głową.
– Była
świetną uczennicą, prowadziła bogate życie towarzyskie, nie miała wrogów a
jedynie grono zaufanych przyjaciół. Znam ich wszystkich… poza tobą. – Wymownie
przechyliłam głowę, przyglądając mu się. – Dlatego też pytam, czy to ty ją w
jakiś sposób skrzywdziłeś.
Gabriel aż
się wzdrygnął, kiedy po raz kolejny powtórzyłam ten sam zarzut.
– Kochałem
ją – wychrypiał. – Była szalona, przez co i ja zwariowałem dla niej, ale
prędzej sam zrobiłbym sobie krzywdę, niż zadał choćby najmniejsze cierpienie
jej.
Nie
przerywając z nim kontaktu wzrokowego, odparłam:
– Podobnie
jak ja.
– A mimo to
nie powiedziała nam o sobie nawzajem – zauważył, lekko przechylając głowę. –
Jak myślisz, dlaczego? Miałyście przed sobą jakieś tajemnice?
Powoli
pokręciłam głową, dogłębnie zastanawiając się nad jego słowami. Na kilka
tygodni przed śmiercią Soleil co prawda nieco się od siebie odsunęłyśmy, ale
wciąż mogłam na nią liczyć. Choć wymykała się z pokoju nocami, po powrocie
zahaczała o moje łóżko, by pocałować mnie w czoło na dobranoc, bądź po prostu
uścisnąć moją dłoń. W tamtym czasie słowa były zmorą dla naszej relacji, ale
nie szczędziłyśmy sobie gestów, które na bieżąco informowały nas o stałości
naszych uczuć względem siebie.
– Wydaje mi
się, że jesteś jej jedynym sekretem – wyznałam niechętnie. Samo to, że choć
jeden szczegół z życia mojej bliźniaczki, umknął mojej uwadze, nie dawało mi
spokoju.
– Więc
dlatego znalazłaś się w tym kościele? – zapytał. – Szukałaś odpowiedzi?
Pokręciłam
głową, spoglądając na niego spod ociężałych powiek. Podniecenie, ciekawość i
strach powoli ustępowały miejsca zmęczeniu, które zaczynało przejmować kontrolę
nad moim ciałem i umysłem. Nagle pojęłam, w jak irracjonalnej sytuacji się
znalazłam, i jak wiele miała mnie ona kosztować.
– Szukałam
Boga – wyznałam. – Czegoś, w co mogłabym uwierzyć.
Gabriel
odetchnął z ulgą z powodu zmiany tematu. Musiałam przyznać, że mi również była
ona na rękę. Ilekroć w naszych rozmowach przewijało się imię mojej bliźniaczki,
podświadomie wizualizowałam ich razem. A to, z jakiegoś niezrozumiałego dla
mnie powodu, wyjątkowo mnie raniło.
– I co, znalazłaś?
– Próbowałam
– westchnęłam. – Ale prawda jest taka, że już dawno utraciłam nadzieję. Jedyna
rzecz, w jaką jestem w stanie uwierzyć, to piekło, bo dokładnie trzysta
siedemnaście dni temu stało się ono moim domem.
Gabriel
uśmiechnął się po raz pierwszy, odkąd znaleźliśmy się razem na emporze. Był to
cień smutnego uśmiechu, ale gest ten znaczył dla mnie więcej, niż powinien.
– Utrata
ukochanej osoby otwiera oczy na wiele różnych zjawisk, prawda?
Miał rację,
ale nie chciałam mu przytakiwać. Nie byliśmy przyjaciółmi, nie zasługiwał na
moją aprobatę. Potrzebowałam informacji i tylko na tym powinno było mi zależeć;
w końcu nie spotkałam się z nim na plotki i kawę. A mimo to wciąż odczuwała to
dziwne ssanie w żołądku, ilekroć na niego patrzyłam. Jeszcze nigdy nie czułam
czegoś takiego w stosunku do innej osoby. Na samą myśl, że lada chwila mieliśmy
się rozstać, odczuwałam irracjonalny smutek.
– Kto to
był? – zapytałam, uważnie wyglądając jego reakcji. – Osoba, przed którą się tu
ukryłeś?
– Co? Ach,
nikt ważny – zbył mnie, wstając w popłochu.
Jego nagła
zmiana postawy zirytowała mnie. Podczas gdy ja próbowałam się przed nim
otworzyć, okazać chociaż cień zainteresowania, ten nie był w stanie zaoferować
i niczego w zamian.
– Gabrielu… –
Chciałam go o coś zapytać, przeciągnąć nieuchronnie zbliżające się rozstanie,
ale wszedł mi w słowo obcy, dobiegając z dołu głos.
– Hej, wy
tam! Już dwudziesta druga, muszę zamknąć kościół. Złaźcie.
Gabriel
wyciągnął ku mnie dłoń, oferując mi swoją pomoc. Wystraszona obecnością osoby
trzeciej nie od razu jednak to zarejestrowałam. Na domiar wszystkiego moja
niezgrabnie wsunięta między jego palce dłoń wysunęła się z uścisku, wskutek
czego o mało nie upadłam. Gabriel mógł się jednak pochwalić ponadprzeciętnym
refleksem, dzięki któremu zdołał mnie uratować. Przyciągnął mnie do siebie i
asekuracyjnie owinął ramię wokół mojej talii, a wtem wzdłuż moich kręgosłupa
przeskoczyła iskra podobna do tej, która powstaje podczas elektrycznego
spięcia. Gabriel chyba poczuł to samo, bo ledwo pewnie stanęłam na nogach,
schował dłoń za plecy i odsunął się ode mnie, uciekając spojrzeniem w bok.
Coś między
nami istniało, tego jednego byłam pewna. Nie wiedziałam tylko, dlaczego oraz w
jaki sposób się narodziło. Ta kwestia pozostawała dla mnie tajemnicą, ale tamtego
wieczoru nie miałam już sił, by się z nią mierzyć. Nie potrafiłam jednak
przestać o tym myśleć. Nie często wpadało się na facetów swoich zmarłych sióstr
i na wstępie stwierdzało, że znało się ich od zarania ludzkości.
Kręciło mi
się w głowie od nadmiaru wrażeń. Schodząc z empory, musiałam bardzo uważać na
to, jak stawiam kroki, by się nie potknąć. A na widok czekającego u podnóża
schodów księdza dodatkowo zaschło mi w ustach. Stanęłam naprzeciwko niego, nie
bardzo wiedząc, co powiedzieć. Miałam mu się tłumaczyć? W końcu kto normalny o
tej porze przesiaduje na kościelnej antresoli?
Gabriel
uratował jednak mnie od niezręczności, imiennie witając się z proboszczem.
– Ojcze Rafaelu,
miło ojca znów widzieć.
Co
dziwniejsze jednak ksiądz zdawał się równie dobrze znać Gabriela. Na domiar
wszystkiego sprawiał wrażenie nieco rozdrażnionego widokiem mężczyzny. Zmrużył
lekko oczy i machnął dłonią, jakby przeganiał natrętną muchę.
– To znów
ty? Wpadasz tu, jakby się paliło, w dodatku bałaganisz, jakbyś był u siebie...
Jesteś pewien, że nie potrzebujesz pomocy?
Gabriel
zaprzeczył gestem. Kiedy jego wzrok spoczął na mnie, coś we mnie zadrżało,
domagając się o uwolnienie. Coś bowiem różniło to spojrzenie od tych, którymi
raczył mnie jeszcze kilka minut wcześniej na emporze.
– Znalazłem
coś znacznie lepszego, ojcze. Poznaj Selene Harding. – Skinęłam głową w ramach
przywitania, a ten odwzajemnił mój gest, uśmiechając się przy tym lekko. –
Selene, to tutejszy proboszcz, ksiądz Rafael.
– A czy ten
niewinny anioł wie, na co się pisze? – rzucił ironicznie duchowny.
– Nie –
odparł Gabriel, bynajmniej nie żartując. – Czas pokaże, czy jest na to wszystko
gotowa.
Po tej jakże
enigmatycznej odpowiedzi zapadła cisza, którą również przerwał Gabriel, sugerując,
że odprowadzi mnie do auta. Jednocześnie poprosił ojca Rafaela o pozostanie w
kościele. Był to dla mnie wyraźny sygnał, że cokolwiek musiał załatwić z
proboszczem, chciał zrobić to na osobności.
Ruszyliśmy
nawą główną w milczeniu, czując na sobie wzrok ojca Rafaela. Podczas gdy
Gabriel zdawał sobie nic z tego nie robić, ja cała się spięłam, czekając na
jakiś przytyk ze strony proboszcza. Nie wiedzieć czemu, mężczyzna nie zyskał
mojej sympatii. Wydawał mi się zbyt zdystansowany i chłodny, przez co sprawiał
wrażenie nieco zadzierającego nosa – jakby umiał, wiedział i mógł więcej od
innych wiernych. Gabriel jednak zwracał się do niego z szacunkiem, dlatego też
nie wiedziałam do końca, co miałam o nim myśleć.
– Uważaj –
rzucił nagle Gabriel, rezolutnie przeskakując kałużę, która z niewiadomej
przyczyny znajdowała się na końcu korytarza.
W ostatniej
chwili udało mi się wyminąć plamę. Rozejrzawszy się, szukając źródła tego
zjawiska, zauważyłam na podłodze przewróconą misę, w której pierwotnie
znajdowała się woda święcona. Posłałam w kierunku Gabriela zaskoczone
spojrzenie, ale ten zbył mnie wzruszeniem ramion.
Na zewnątrz
było już całkowicie ciemno. Porzucony przeze mnie na przednim siedzeniu telefon
był podświetlony, co wskazywało na to, że od kilku godzin ktoś regularnie
próbował się ze mną skontaktować. Przy Gabrielu zupełnie zapomniałam jednak o
całym świecie.
– Zadzwonię
niedługo – oznajmił nagle, stając obok mojego auta.
Obróciłam się,
nie kryjąc zaskoczenia.
– Po co?
Odpowiedź
nie padła od razu. Przez chwilę Gabriel po prostu na mnie patrzył, jakby
zastanawiając się, jak wiele może mi powiedzieć, by mnie nie odstraszyć. Byłam
jednak skłonna zgodzić się na wszystko, dopóki patrzył na mnie w ten
intensywny, wręcz pochłaniający sposób.
– Selene, to
nie było samobójstwo. Oboje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę.
Objęłam się
ramionami, czując, jak momentalnie temperatura wokół nas spada o kilkanaście
stopni.
– Teraz
chcesz działać? Już na to za późno.
– Możemy
odkryć, kto to zrobił i należycie się z nim rozliczyć – podsunął, wyciągając z
kieszeni kurtki papierosy. Trzasnęła zapaliczka, płomień na ułamek sekundy
oświetlił jego lewy profil, a następnie w powietrzu dało się wyczuć
nieprzyjemny, gorzki zapach nikotyny. – Pomóżmy sobie nawzajem i znajdźmy tego
łajdaka, señorita.
Nie chciałam
się z nim rozstawać, wiedziona tęsknotą za czymś, czego nie rozumiałam. Resztki
zdrowego rozsądku podpowiadały mi jednocześnie, że niemądrze było zawierać
sojusze z kimś, kogo się nie znało. Choć nie chciałam, byłam rozdarta między
tym co powinnam, a co pragnęłam. W ostatecznym rozrachunku chęć poznania
prawdziwych motywów śmierci mojej bliźniaczki zwyciężyła jednak nad logiką.
A przynajmniej
tak to sobie tłumaczyłam. W rzeczywistości chodziło o niego.
Zawsze chodziło tylko o niego…
– Zgoda –
wyszeptałam.
Gabriel
uśmiechnął się triumfalnie, strzepując popiół z papierosa. Zasalutował mi na
pożegnanie, po czym obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w kierunku
kościoła. Wsiadłam do auta, ale nie uruchomiłam silnika, dopóki nie zniknął z
zasięgu mojego wzroku. Nawet na długo po tym, jak trzasnęły za nim wrota, tkwiłam
w bezruchu, zastanawiając się, jak wiele rzeczy z dzisiejszego wieczoru
wydarzyło się naprawdę, a ile tylko sobie wymyśliłam.
Z całą pewnością
nie tak wyobrażałam sobie powrót do Clearwater.
Prymitywna, nieudolnie zakamuflowana reklama powyżej. Że też ludziom wciąż się chce w to bawić… Kasuj póki się nie rozprzestrzenia!
OdpowiedzUsuńTo teraz przyjemna część. :3
Rozdział nieco przejściowy, ale w pozytywnym sensie. Głowę Selene wciąż zaprząta Gabriel, ale ani trochę mnie to nie dziwi — i to nie tylko dlatego, że facet zapowiada się cudownie. Ta ich więź jest zastanawiająca, a ja wciąż zastanawiam się, w jaki sposób to się rozwinie. Hm…
Ach, Aaron. Lubię go, serio. Pierwsze wrażenie wzbudzało dość mieszane uczucia, ale widzę skąd to się wzięło. W sumie Sel ujęła to idealnie: mogliby być swoim największym wsparciem, no ale… Chociaż wierzę, że to się jeszcze zmieni. Modlę się, by nie został drugim Colem, na którego będę klęła ile wlezie. =P
Mogę przemilczeć scenę z psychiatrą? Proszę. xD Jak przy pani od zajęć powywracałam oczami i nostalgicznie pomyślałam o swojej dawnej uczelni, tak tam ręce mi opadły. Boże, chroń nas przed takimi specjalistami. Wciąż nie jestem pewna, co tu się wydarzyło, ale mam niejasne wrażenie, że ten facet może okazać się problematyczny. Znaczy… Na prowadzeniu terapii wydaje się znać jak ja na balecie, ale mam takie przeczucie, że rodzice Selene są w takim stanie, że byliby w stanie prędzej zawierzyć jemu niż własnej córce, gdyby… sprawy się pokomplikowały. A jak znam Ciebie, to pokomplikują się i to mocno. I że jeden z tych problemów będzie nosił wdzięczne imię Gabriel.
Gdybanie gdybaniem, ale podobało mi się. Ta historia ma cudowny klimat, w którym ot tak idzie się zatracić. Co więcej, nie przytłaczasz — żałoba bohaterki jest wyczuwalna, ale nie przysłania wszystkiego innego. I bardzo dobrze, bo łatwo tu przesadzić i zacząć narracją męczyć. No ale przy Twoich tekstach to nie grozi. Podoba mi się też to jak subtelnie wprowadzasz zmiany w jej psychice — spotkanie z Aaronem, Gabriel… Są jak przebłyski, które odciągają od przykrych myśli. I dobrze.
Co mogłabym dodać? Chcę więcej, a jakże. Swoją drogą, w przedostatnim akapicie pierwszej części rozdziału (przed spotkaniem z psychiatrą) wkradł Ci się na samym końcu przecinek obok kropki. ;)
Weny. I deklaruj mi się, co z tym koncertem!
Nessa
Obie musimy przyznać, że nie jest to kamuflaż najwyższych lotów :'D Nie wiem, jak to wyplenić. Może zamiast tytułu i cytatu w nagłówku szablonu powinnam prosić Cię o wpisanie prośby o nieszerzenie spamu?
UsuńJak zwykle dziękuję pięknie za komentarz! Wpadkę poprawiam, a co do koncertu... Jeszcze trochę pomarudzę, a ostatecznie pewnie i tak się skuszę. Jestem pewna tak na 50 procent! O ile w najbliższym czasie znajdę gdzieś jeszcze jakieś bilety to wysoce prawdopodobne, że będziemy wspólnie płakać pod sceną ;p
Ściskam!
K.
46 yr old VP Quality Control Phil Matessian, hailing from Pine Falls enjoys watching movies like It's a Wonderful Life and Graffiti. Took a trip to Major Town Houses of the Architect Victor Horta (Brussels) and drives a Aston Martin DB3S. ten artykul
OdpowiedzUsuńprawnik rzeszow opinie
OdpowiedzUsuńprawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.
OdpowiedzUsuń